Koncerty Accantus Symfonicznie są dla mnie magią, odkąd zaczęłam na nie jeździć. Odczuwam na nich niesamowite emocje. Nareszcie udało mi się być na koncercie, na który nie musiałam jechać kilkaset kilometrów (na dwóch poprzednich byłam w Lublinie i Gdańsku). I właśnie o nim chcę Wam opowiedzieć. Nie będzie to jednak zwykła recenzja. Powiem Wam, co w tych koncertach kocham najbardziej. Uwaga – będę się odnosić do koncertu w Poznaniu z 9.03.2018 r. i do konkretnych piosenek, dlatego osobom, które na koncert dopiero się wybierają, mogę zepsuć niespodzianki repertuarowe. Czytacie na własną odpowiedzialność!

A jak Artyści

Najlepszy, najmocniejszy punkt całego koncertu. Dziesięć osób o niesamowitych wręcz zdolnościach i głosach, które zachwycą niemal każdego. Zbiorówki, duety, tercety i najpiękniejsze solówki. Każdy z nich jest dla mnie wybitny i wypadł dobrze, chociaż oczywiście mam też swoich ulubieńców. Największym odkryciem była dla mnie Zuzia Makowska. Zuzia ostatnio niesamowicie mnie zaskakuje. Najpierw cudownym wykonaniem piosenki Miasto, a teraz na koncercie. Zawsze wydawała mi się dość niepozorna, o ślicznej barwie głosu, ale jednak bez większych szaleństw. Tym razem, szczególnie w duecie z Kamilem Ziębą – Wcale nie, ależ tak – dała niesamowity popis swoich zdolności aktorskich i wokalnych. Patrzyłam i słuchałam z prawdziwą przyjemnością! Mam też słabość do jej partii w piosence Gdy wierzysz i tu jak zwykle bardzo mnie wzruszyła. Z panów zdecydowanie na prowadzenie wysuwa się Kamil Zięba. Kamil niebezpiecznie zbliża się do zwycięstwa w moich ulubionych męskich głosach musicalowych. Na jego partie czekałam najbardziej i trochę boli mnie brak solówki. Jednak rewelacyjnie wypada w duetach. Poza tym wspomnianym z Zuzią, do łez rozbawił mnie jego duet z Kubą Jurzykiem Och, jak źle, a trio z piosenką z Aladyna, rozbroiło całkowicie! Poza wspomnianymi, w sercu zostało także Jeszcze dzisiaj wracasz tam Pawła Izdebskiego i Sylwii Przetak oraz niezwykła i emocjonalna Modlitwa Esmeraldy, w której Karolina Warchoł podobała mi się jak nigdy wcześniej. Trzeba wspomnieć też o Belle zaśpiewanym przez Kamila Ziębę, Adriana Wiśniewskiego i Pawła Skibę. Na moim pierwszym koncercie symfonicznym było jeszcze spotkanie z artystami. Teraz, głównie ze względów bezpieczeństwa i tłumów, które pojawiają się na koncertach, z nich zrezygnowano, co jest dla mnie w pełni zrozumiałe. Brak bezpośredniego kontaktu wynagrodziło mi jednak kilka uśmiechów ze sceny.

M jak mało gadania, dużo śpiewania

Rzecz, którą uwielbiam na recitalach, czyli rozmowy, pogawędki, nawiązywanie kontaktu z publicznością, na koncercie chyba by się nie sprawdziła, dlatego bardzo doceniam to, że gadania nie ma prawie wcale. Poza początkową zapowiedzią i końcowymi podziękowaniami, te dwie godziny koncertu wypełniają muzyka i śpiew.

O jak orkiestra

Najlepiej nagrane podkłady muzyczne nie mogą się równać z muzyką na żywo. A już zwłaszcza, gdy gra orkiestra symfoniczna, w której jest ponad pięćdziesiąt osób! Orkiestra Symfoniczna im. Karola Namysłowskiego w Zamościu pod batutą Tadeusza Wicherka to klasa sama w sobie i taka sztuka, która trafia do mnie najmocniej. We fragmentach, w których nie śpiewali wokaliści (na przykład dość długa partia w piosence Pod drzewem), mogłam rozkoszować się tą muzyką samą w sobie, a jako podkład w większości piosenek sprawiali, że całość nabierała innego wymiaru. Warto, naprawdę warto posłuchać, bo rzadko mamy okazję na muzykę na żywo na tyle instrumentów.

R jak repertuar

Jakby spojrzeć na to, czego ostatnio słucham, trudno znaleźć cokolwiek poza muzyką musicalową i bajkową. Ciągle słucham soundtracków z coraz to nowszych musicali, a czasem z sentymentem wracam do ukochanych utworów. Na koncercie jestem więc w swoim żywiole. Wspaniałe utwory z Wicked, Once, Metra, Rentu, Jekylla&Hyde’a, Afery Mayerling przeplatane największymi hitami z Króla Lwa, Herkulesa, Księcia Egiptu, Dzwonnika z Notre Dame czy Aladyna, dają razem ponaddwuipółgodzinną ucztę dla moich uszu.

S jak Sylwia Banasik

Musiałam jej poświęcić oddzielny akapit. Z Sylwią sytuacja jest o tyle specyficzna, że słyszałam ją na żywo już kilkanaście razy, wiem, na co ją stać, dlatego zwykle mam wobec niej bardzo wysokie oczekiwania. Słyszę, kiedy to nie jest jej dzień i potrafię zauważyć błędy, natomiast najbardziej doceniam jej rozwój. Serce mi rośnie, jak widzę, że jej kolejne wykonanie jednej piosenki jest o wiele lepsze od poprzedniego. Tak też było tym razem. Dobrą być nie popłaca to zdecydowanie jej repertuar i chyba nigdy nie słyszałam, żeby zaśpiewała to źle (a wyszło jej dobrze nawet na recitalu w Krakowie, który śpiewała z zapaleniem gardła), tym razem jednak po raz kolejny przeskoczyła poprzeczkę, którą sama sobie ustawiła. Moja miłość do Wicked jest powszechnie znana i fakt, że mogłam zobaczyć na scenie (i to z pierwszego rzędu) Willemijn Verkaik, aktorkę uważaną za jedną z najlepszych odtwórczyń Elfaby na świecie, był dla mnie przeżyciem niesamowitym. Chyba jednak mogę zaryzykować stwierdzenie, że na koncercie Sylwia… w niczym jej nie ustępowała. Też siedziałam w pierwszym rzędzie, w dodatku tę piosenkę śpiewała naprzeciwko mnie. Miałam jak na dłoni każdy jej gest, każdy grymas, cień bólu, który przemykał co chwilę przez jej twarz, wewnętrzną walkę Elfaby i jeszcze światło, w którym jej skóra była zielona… To była Elfaba, jaką znam z tego musicalu. I tutaj tylko ukłony w stronę Sylwii, bo po raz kolejny to ona była dla mnie największą gwiazdą tego koncertu. Jak dodam jeszcze cudowne, delikatne wykonanie Masz jeszcze czas (tak, znowu miałam łzy w oczach, nic nowego) i wywołujące dreszcze Pod drzewem, mam komplet piosenek, które zawsze przejmują mnie najbardziej.

S jak stroje

Accantus Symfonicznie to nie tylko uczta dla ucha, lecz także dla oka. Panowie w eleganckich garniturach, panie w przepięknych sukniach – podczas koncertu nie można wprost oderwać oczu od sceny w zachwycie nad tym, że ci ludzie, nie dość, że tak cudownie śpiewają, to jeszcze pięknie wyglądają.

Z jak zbiorówki

O ile dużo solówek czy duetów możemy usłyszeć na recitalach pojedynczych członków Studia, a o tyle zbiorówki to utwory zarezerwowane tylko dla koncertów symfonicznych. Ciarki przechodzą mnie za każdym razem, gdy słyszę Krąg życia, Czas miłości, Jeden z nas czy moje ukochane Gdy wierzysz. Najpiękniejsze wykonania na YouTubie nawet w ułamku nie oddają tego, co się dzieje na żywo.

C jak cześć wszystkim, z tej strony Bartek Kozielski…

Na koniec coś, co zawsze mnie bawi, choć słyszałam to wiele razy. Tekst tak dobrze nam znany z pogadanek po piosenkach, zawsze bardzo fajnie jest usłyszeć na żywo. I się uśmiechnąć, bo po cichu wymawia się to razem z Bartkiem.

Gdyby nie ograniczenia finansowo-czasowe, na koncerty jeździłabym przez całą trasę koncertową. Mimo że zmiany w repertuarze są nieznaczne, każdy koncert jest dla mnie inny. I każdy jest coraz lepszy. Widzę, jak wspaniale rozwijają się artyści, a także ich niesamowitą pasję i miłość do tego, co robią. Pamiętam też cały czas te emocje, które wtedy odczuwam. A raczej całą ich gamę, którą trudno wywołać u mnie czymś innym. Dlatego w przyszłości na pewno będę chciała wybrać się jeszcze niejeden raz.

Kto z Was był na wiosennej trasie Accantus Symfonicznie? Które piosenki podobały Wam się najbardziej? Podzielcie się w komentarzach.