Po wakacyjnej przerwie rozpoczynamy nowy sezon. Pierwsze teatry już mają za sobą premiery, niektóre szykują je w najbliższym czasie. Na podstawie rozmów z innymi fanami, na początku kolejnego sezonu naszego teatralnego życia, postanowiłam wysnuć kilka postulatów do teatrów muzycznych. Mimo że repertuar jest już od dawna ustalony, a bilety są dostępne w sprzedaży od miesięcy, to kilka próśb, które być może kiedyś zostaną spełnione. Są od stałych widzów — tych, którzy na spektakl jadą kilkaset kilometrów, którzy znają na pamięć wszystkie obsady, a jeden tytuł potrafią oglądać kilkadziesiąt razy.

1. Zróbcie spektakle popołudniowe

Każdy fan musicalu wie, jak trudno zaplanować wyjazd, gdy do dyspozycji mamy tylko jeden termin z wybraną obsadą. Nie są nam obce wielogodzinne podróże i szukanie jak najtańszych noclegów. Czasem pojawi się myśl: ach, gdyby tylko grali to o 15, mogłabym jeszcze dzisiaj wrócić. Niestety teatry, w których są spektakle w soboty lub niedziele o 14/15 można zliczyć na palcach jednej ręki. Nie zawsze możemy sobie pozwolić na dodatkowy nocleg po spektaklu (koszty, czas, małe dziecko), a po 22 trudno znaleźć dobre połączenie. Mnie samej z tego powodu zdarzało się po prostu rezygnować z wyjazdu. Drogie teatry — dołóżcie proszę, ten jeden spektakl w tygodniu! Podczas mojego pobytu w Londynie niejednokrotnie celowałam właśnie w te spektakle po południu, a w Romie czy Syrenie, gdy są one na stałe, zwykle też obserwuję spore obłożenie. Nie mówiąc o tym, że większość moich znajomych spoza Warszawy celuje właśnie w popołudniówki.

2. Może karta stałego widza?

Dla ludzi spoza środowiska świata musicalu moje 23 spektakle jednego tytułu wydają się szaleństwem (nie oszukujmy się, dla części tego środowiska też). Co jednak poradzimy na to, że niektóre musicale kochamy do szaleństwa, moglibyśmy ciągle na nie wracać i, co więcej, ściągać coraz to nowych znajomych. Mam jednak wrażenie, że ta zabójcza miłość do konkretnych teatrów jest miłością bez wzajemności. Bo teatry stałym widzom oferują… Jedno wielkie nic. I o ile wielkie sieci sklepowe ściągają nas kartami lojalnościowymi, o tyle teatry nawet nie próbują nas zachęcić do kolejnych wizyt. A gdyby tak co dziesiąty spektakl móc zobaczyć za 1 zł? Albo chociaż dostać na bilet 50% rabatu? Przez pewien czas w Krakowskim Teatrze Varieté można było zbierać pieczątki za każde wydane 50 zł, a potem dostać bilet za 1 zł. Teatr jednak wycofał się z tej akcji. Obecnie nie ma nic, stały widz w teatrze nie istnieje. Czy idziesz pierwszy raz, czy dziesiąty, zawsze musisz zapłacić tyle samo. A może, gdybym była na jednym tytule 8 razy, a 10 bym miała za 1 zł, to ten 9 by mnie bardziej skusił?

3. To może chociaż wejściówki?

Patrzę na West End. Wspominam day seats, po które stało się w kolejce od 6 rano (kasę otwierali o 10). Przypominam sobie ekscytację: uda się w aplikacji? Trafię coś w loterii? A może tu uda się kupić taniej, skoro została godzina do spektaklu? A potem patrzę na polskie widownie. I na teatry, które wolą grać do pustych foteli niż sprzedać nam tańsze bilety. Oczywiście nie wszystkie teatry, tu wielkie ukłony m.in. dla Teatru Syrena i Teatru Muzycznego w Łodzi, które wejściówki na wolne miejsca sprzedają. Szkoda tylko, że coś, co w świecie West Endu i Broadwayu, na których nasze teatry tak chcą się wzorować, jest regułą, u nas jest tylko wyjątkiem.

Pasja musicalowa jest pasją drogą. Kosztują same bilety, kosztują podróże i noclegi. I choć byśmy bardzo chcieli, zwykle nie uda nam się obejrzeć jednego musicalu tyle razy, ile byśmy chcieli, dotrzeć na wszystkie wymarzone przez nas tytuły. Mam nadzieję, że ten wpis skłoni teatry muzyczne chociaż do małej refleksji: mamy stałych widzów, ludzi, którzy przychodzą do nas ciągle — może w jakiś sposób im się odwdzięczymy?