abonament na szczęście
fot. Teatr Miejski w Lesznie

Ty nie mów do mnie w romantycznej walucie, Ty bardziej praktycznie do mnie mów – tak pisała niezapomniana mistrzyni słowa, Agnieszka Osiecka, której twórczość od lat inspiruje. Za słowami Osieckiej zawsze kryje się coś więcej. Dlatego Abonament na szczęście, który możemy zobaczyć w Teatrze Miejskim w Lesznie, nie jest zwykłym spektaklem. Dla mnie był on przede wszystkim niesamowitym przeżyciem. I czymś, co pozostawiło w moim sercu trwały ślad.

Gorzka historia życia

Trudno określić gatunek Abonamentu. Nie jest on musicalem, nie jest też spektaklem typowo dramatycznym. To spektakl muzyczny, w którym piosenki dopowiadają to, czego już nie da się inaczej wyrazić. Główna bohaterka, kobieta po przejściach, opowiada historię swojego życia i dzieli się z widzami przemyśleniami. Zwraca się bezpośrednio do nich, dzięki czemu mogą poczuć się bohaterami spektaklu. Refleksje bohaterki są splotem jej życiowej historii i myśli filozoficznych. Życie kobiety nie było lekkie, naznaczone toksyczną matką i nawarstwionym lękiem. Mimo gorzkiego wydźwięku jest jednak element humorystyczny – ciotka Jadzia, która co chwila pojawia się w opowieści. Obrazuje ona typową mądrość wiejskiej kobiety (wspaniale podkreśloną akcentem aktorki), która w swej prostocie i humorze chyba najbardziej do nas trafia. 

Wyrazić niewyrażalne

Na początku można by pomyśleć, że to monodram, ale tak nie jest, bo z biegiem czasu na scenie pojawiają się też trzy inne osoby – nie są one uczestnikami całej akcji, są jakby w równoległym świecie – kobieta ich nie widzi i nie słyszy, oni natomiast cały czas są obok niej. Uzupełniają jej wypowiedzi śpiewem. Nie opowiadają historii, tylko ją dopowiadają – jeśli mówią, to tylko wierszem, a jeśli śpiewają, to tylko Osiecką. Cała opowieść nie jest dosłowna i momentami trudno się zorientować, co się naprawdę na scenie dzieje i kim jest ta tajemnicza trójka. Kobietą z przeszłości i jej ukochanym? A może to całkiem inna historia, która toczy się równolegle do opowieści? Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że wszystko jest po prostu niesamowicie spójne. Spójne i jednocześnie tak bardzo poruszające. Kiedy patrzyłam na główną bohaterkę, na trudy jej życia, kłody, które ciągle rzucano jej pod nogi, widziałam tam siebie. Czasem swoje myśli, czasem swoje emocje i uczucia. I tym większe wrażenie robiły na mnie piosenki. W pełni odnajdowałam się w tych tekstach, kiedy śpiewali:

Trzeba mi wielkiej wody,
Tej dobrej i tej złej,
Na wszystkie moje pogody
Niepogody duszy mej
Trzeba mi wielkiej drogi
Wśród wiecznie młodych bzów,
Na wszystkie moje złe bogi
Niebogi z moich snów…

Fenomen artystów

Najbardziej podziwiam wykonanie całości. Grę Beaty Kawki trudno określić inaczej niż fenomenalna. Na scenie ani przez chwilę nie wyszła ze swojej roli. Każdy gest, łyk alkoholu, czy zapalony papieros, budowały tę postać. Niezwykła wprost mimika, a nawet łzy w oczach. Siedziałam w drugim rzędzie, więc wszystko miałam na wyciągnięcie ręki – i byłam wprost zahipnotyzowana. Ruch, spojrzenie, słowo, akcent, który zmieniała w zależności od tego, czy mówiła jako ona, czy akurat cytowała ciotkę Jadzię. Przyznam szczerze, że dawno nie byłam pod aż takim wrażeniem gry aktorskiej.

Wspaniałej całości dopełniała tajemnicza trójka: Anastazja Simińska, Agata Walczak i Kamil Dominiak. Ludzie niezwykle utalentowani, o przepięknych głosach. Mimo że teksty Agnieszki Osieckiej słyszałam już w wielu różnych aranżacjach, te chyba podobały mi się najbardziej. Przede wszystkim przez nieszablonowe ich wykonanie przez artystów. Utworami się dzielili, śpiewali na role, solo, parami albo całą trójką. Dzięki temu piosenki zyskały nowy wymiar, budziły też we mnie zapomniane emocje. Bywały momenty, że przymykałam oczy i po prostu słuchałam, a te głosy mnie przenikały.

Abonament na szczęście to spektakl bardzo specyficzny. Przyznam jednak, że dawno nic nie poruszyło mnie aż tak mocno. Długo po wyjściu z teatru wszystkie odczucia i refleksje się we mnie kłębiły. Mimo trudnych tematów, a nawet łez, spektakl był dla mnie oczyszczający. Dlatego że nie jest lekki i przyjemny, a po prostu mądry. Przypomina o tym, co ważne i istotne. A taki teatr kocham.

A my dajmy, dajmy, dajmy zaskoczyć się miłości

Nie zawracajmy z połowy drogi w dół.