Bestia i Piękna
fot. Dorota Jurek, kulturalnemedia.pl

Zastanawiałam się, czy napisać ten artykuł, bo recenzja własnego koncertu raczej nie będzie obiektywna. Nie napiszę Wam, że był świetny repertuar – gdyby mi się nie podobał, z pewnością pojawiłyby się inne piosenki. Nie powiem także, że wystąpili wspaniali wokaliści, bo przecież sama ich wybrałam. Chciałam napisać Wam o czymś innym. O tym, że koncert Bestia i Piękna był nie tylko imprezą urodzinową bloga, nie tylko wspaniale przeżytym wieczorem, ale przede wszystkim dla mnie samej doświadczeniem prawdziwego szczęścia. Mimo że minęło już kilkanaście dni, obrazy z całej niedzieli nadal są żywe w mojej głowie.

Pewnego wiosennego wieczoru

Odkąd razem z Adą na wiosnę wpadłyśmy na ten pomysł, chyba żadna z nas nie wierzyła, że to może się udać. Miałyśmy w głowie wizję, pierwsze pomysły, a nasi artyści – co nas bardzo zdziwiło – na ten pomysł przystali niemal od razu. Przyznam, że w ogóle nie wiązałam tego koncertu z urodzinami bloga, powiązał się sam, bo to była jedyna wolna niedziela w Bemowskim Centrum Kultury, w którym postanowiliśmy ten koncert zorganizować. Stanęłam więc przed wyzwaniem ogromnym: bez żadnego doświadczenia, bez żadnej wiedzy o tym, jak się organizuje koncerty – nagle zostałam organizatorem Bestii i Pięknej. Czy się bałam? Oczywiście, że tak. Jednak moje marzenie, które było na wyciągnięcie ręki, było silniejsze niż jakikolwiek strach. Zaczęliśmy działać, a to, co do tej pory było jedynie w mojej głowie, nagle zaczęło nabierać realnych kształtów.

Dlaczego MartaKamil? Oboje znajdują się w czołówce moich ulubionych musicalowych głosów, więc odczuwałam duży niedosyt, ponieważ naprawdę rzadko można ich dłużej posłuchać. Oczywiście, Martę słyszałam nieraz, czy to w Pilotach, czy Zakonnicy w przebraniu, Kamila na koncertach Accantus Symfonicznie albo Nowej Sceny w Bydgoszczy. Zawsze to jednak były pojedyncze utwory, a ja chciałam dać im całą scenę. No, może podzielić ją równo na pół.

Bestia i Piękna

Nadszedł ten wielki dzień, a do mnie od rana nawet nie docierało, że to już. Powoli jednak, z każdą godziną, rosło napięcie. Głównie dlatego, że nie wszystko poszło tak, jak to sobie zaplanowałam. Na kilka dni przed koncertem zmienił się pianista, a to wymogło na nas zmiany w repertuarze. Marta miała zapalenie krtani i w niedzielę rano nawet nie była pewna, czy da radę zaśpiewać. Okazało się, że do mojej wymarzonej piosenki Loving you keeps me alive z musicalu Dracula nie ma nut w całym internecie, więc musieliśmy ją zastąpić innym utworem. Do tego nagłośnienie i światła były ustalane dopiero w trakcie prób w dniu koncertu. Jednak to wszystko już się nie liczyło. Kiedy weszłam na scenę (pierwszy raz w życiu stałam w świetle reflektorów), ważna była tylko ta chwila. Zapowiedziałam koncert, a gdy przy akompaniamencie pianina artyści weszli na scenie, moje największe marzenie zaczęło się spełniać.

Kontrastowe emocje

Koncert Bestia i Piękna miał być kontrastowy, więc na tych kontrastach się oparliśmy. Jednak, aby zaskoczyć widzów, nic nie było tak, jak się z początku wydawało. Bo to nie do końca on był bestią, chociaż po piosenkach Song Heroda z Jesus Christ Superstar czy Przyjdzie czasKróla Lwa, mogłoby się tak wydawać. A ona, mimo swojej naiwności wyśpiewanej w Naprawdę chcę z Małej Syrenki, wcale taka niewinna nie była. Burzliwa historia miłości, przeplatana chwilami totalnego zauroczenia – jak w Honey Honey z musicalu Mamma Mia po Przeklnij mnie z repertuaru Kabaretu Starszych Panów – bo kontrasty nieco nam się wymknęły poza ramy samego musicalu.

Ponieważ siedziałam koło dźwiękowca, by nadzorować narrację, nie mogłam do końca odpłynąć razem z pięknem ich głosów, ale autentycznie w pewnym momencie popłynęły mi łzy. Może dlatego, że zarówno Marta, jak i Kamil swoimi głosami wywołują we mnie niesamowite emocje, a może po prostu dotarło do mnie, że beze mnie ten koncert by się nie odbył. Zwykła myśl, rzucona pewnego wiosennego wieczoru, właśnie rozwijała się na scenie. A to nie był koniec atrakcji.

Ponieważ naprawdę kocham gotować, co jest moją drugą po musicalu miłością, nie mogłam się oprzeć pokusie, by nie upiec urodzinowego tortu, którym po koncercie podzieliłam się z widzami. A ten moment był dla mnie równie ważny co sam koncert. Pisałam Wam niedawno, jak bardzo na moje życie wpłynął blog. Tutaj dostrzegłam tego namacalne dowody. Ludzie, którzy podchodzili do mnie, żeby się przywitać albo pogratulować, którzy dzielili się ze mną przeżyciami i emocjami. Czułam, że świat fanów musicalu, który niejako udało mi się stworzyć, a może po prostu zebrać do kupy fanów rozrzuconych po całym kraju, jest miejscem, które teraz jej totalnie moje. W którym odnajduję się świetnie i który naprawdę kocham.

Nieidealnie nie znaczy źle

Czy mogło być lepiej? Oczywiście, że tak. Patrząc z perspektywy czasu podjęłam wiele decyzji, które nie do końca się sprawdziły. Przekształciłabym trochę repertuar, może podeszła inaczej do różnych kwestii. Jednak w tym momencie nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. Bo nie zmieniłabym rzeczy najważniejszych: absolutnie nie zmieniłabym  artystów i publiczności. Nie zmieniłabym tego wspaniałego uczucia, które towarzyszyło mi podczas ukłonów, kiedy publiczność na stojąco oklaskiwała artystów, a ja czułam rozpierającą mnie dumę, że to dzięki mnie mogli ich posłuchać. Nie zmieniłabym też tego doświadczenia, które dzięki koncertowi nabyłam. Jest ono dla mnie rzeczą niezwykle cenną.

Podziękowania

Na końcu chciałabym podziękować. Przede wszystkim Adzie, bez której ten koncert by się nie odbył. Za szalony pomysł i realizację koncertu, za ogarnianie spraw formalnych. Naszym artystom: Marcie Burdynowicz i Kamilowi Ziębie, za zaufanie, za zaangażowanie w koncert i za te wszystkie przeżycia, które we mnie wywołaliście. Za to, że przebywając z Wami, mogłam się wiele od Was nauczyć. Adamowi Sychowskiemu, za to, że niemal na ostatnią chwilę zgodził się wystąpić razem z nami i zagrał wprost przepięknie. Patrycji, która przygotowała nam wspaniały plakat. Dorocie Jurek za cudowne zdjęcia. A przede wszystkim Wam, drodzy Czytelnicy. Tym, którzy byli na koncercie Bestia i Piękna, za Waszą obecność, za piękne słowa, które od Was usłyszałam. Tym, których nie było, za to, że jesteście i czytacie. Za wsparcie, które otrzymywałam od Was na każdym etapie pracy nad koncertem. To Wy mi udowodniliście, że jeśli bardzo o czymś marzymy, to naprawdę może się udać. I o tym pamiętajcie. Kiedy ponad dwa lata temu zakładałam bloga, zorganizowanie koncertu było dla mnie tak samo realne, jak wejście na Rysy. Cóż, chyba czas wyciągnąć z szafy zakurzone, górskie buty.