Często stanowią jedną z największych wartości spektaklu. Fani jeżdżą na drugi koniec Polski, byle zobaczyć ich w konkretnym tytule. Fanpage’e rozrastają się coraz szybciej, a bilety na koncerty musicalowe wyprzedają w zaskakującym tempie. Artyści musicalowi. Potrafią z kiepskiego musicalu zrobić wyjątkowy, a źle dobrani do roli sprawić, że nigdy nie będziemy chcieli pojawić się w teatrze ponownie. Są dla nas wzorem do naśladowania, inspiracją, kimś z górnej półki. W tym wszystkim potrafimy zapomnieć, że to przede wszystkim ludzie. Czy artyści musicalowi są tylko do podziwiania?

Najlepsza pamiątka

Jak wspominałam wielokrotnie, przed ruszeniem z blogiem moja miłość do musicalu była uśpiona. Ze snu przebudzili ją artyści musicalowi i początkowo to głównie dla nich jeździłam na spektakle. Kilkadziesiąt musicali później mam już swoich ulubieńców, zarówno aktorów i aktorki, którzy zawsze mnie zachwycają swoimi głosami, jak i ulubione obsady konkretnych tytułów. Powszechnie wiadomo, że datę spektaklu dobieram pod ludzi, którzy tego dnia grają, a jeśli chcecie mnie spotkać po spektaklu, na którym wiecie, że będę, niemal na sto procent znajdziecie mnie przy wejściu służbowym. Zdjęcia z aktorami są moją ulubioną pamiątką, którą przywożę niemal z każdego musicalu. Nie zawsze jednak tak było.

Czy ja im nie przeszkadzam?

Głównie dlatego, że  – wbrew pozorom – jestem (a może lepiej powiem: byłam) osobą dość nieśmiałą. Podchodzenie do obcych ludzi, w dodatku moich idoli, było czymś, co nieraz przeżywałam bardziej niż sam musical. Mimo że zwykle starałam się umawiać z nimi wcześniej – magia Facebooka i Instagrama, kontakt nigdy nie był łatwiejszy – miałam niejasne wrażenie, że zajmuję im wolny czas. Wiem, że wiele osób nadal ma ten problem. Nie podchodzą, nie czatują przy wejściu służbowym z jednego prostego powodu – uważają, że naruszają w ten sposób ich prywatną przestrzeń. Okazuje się jednak, że większość artystów musicalowych nigdy nie odebrałaby tego w ten sposób.

Praca, którą ktoś doceni

Małe dzieci, kiedy coś narysują lub namalują, biegną od razu do rodziców, żeby im to pokazać i oczekują na pochwałę. Sama, kiedy napiszę coś dobrego, lubię się tym pochwalić, bo jestem z tego dumna. Dla człowieka to bardzo naturalne, że chce, aby jego praca była doceniona. Usłyszeć, że coś jest dobre, świetnie wykonane, fantastycznie zrobione – to największe podziękowanie, najlepsza nagroda. A szczególnie piękne są słowa, które artyści musicalowi mogą usłyszeć po dobrze zagranym spektaklu.

Bądźmy mili

Mam wrażenie, że bycie miłym, jest ostatnio bardzo niepopularne. Uwielbiamy krytykować, wytykać błędy, czepiać się najdrobniejszych potknięć. Bardzo tego nie lubię, i co zapewne zauważyliście, w recenzjach na blogu taka krytyka pojawia się bardzo rzadko. Często wolę przemilczeć to, co jest złe, co nie wyszło niż z jadem wszystko wytknąć. Owszem, krytyka się zdarza, jeśli uznam, że jest konstruktywna i potrzebna. A reszta? Spektakl tworzą ludzie. Ludzie, którzy mają emocje, mogą mieć gorszy dzień, mógł im się zawalić cały świat, a muszą wyjść na scenę, tańczyć, śpiewać i być najszczęśliwszymi osobami na ziemi. I nie sądzę, że mam prawo ich dobijać. Z drugiej strony – jeśli widzę, że komuś rola wybitnie wychodzi, chcę mu o tym powiedzieć. Nawet nie napisać potem na fanpage’u czy w recenzji. Powiedzieć osobiście. I właśnie do tego wykorzystuję ten moment tuż po spektaklu.

Dziękuję, że przyjechałaś

Owszem, aktorzy nieraz są niesamowicie zmęczeni. Musicale, w których muszą śpiewać i tańczyć, wysysają z nich tyle energii, że marzą już tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się w domu i odpocząć. A jednak, mimo zmęczenia, zawsze znajdą chwilę na to, by spotkać się z fanami. Rozmawiałam na ten temat z artystami wielokrotnie – i nigdy nie padły słowa, że fani ich męczą, kiedy wyczekują po musicalu, że mają dość słuchania pochlebstw na swój temat, że nie podobają im się prezenty, które otrzymują. Wręcz przeciwnie. Jak wspominała w wywiadzie Sylwia Banasik Leczycie mnie z wszelkich moich ograniczeń i kompleksów. Kiedy ktoś pisze, że to, co robię, go inspiruje, widzę pozytywne komentarze czy mam okazję spotkać się z ludźmi po recitalu i usłyszeć kilka ciepłych słów, to jest dla mnie pełnia szczęścia.  Dla mnie najpiękniejsze jest to, co ja sama dostaję od artystów. Mimo tego, że są przeróżni, miewają całkiem inne charaktery, są mniej lub bardziej przytulaśni, to od każdego z nich najczęściej słyszę: Dziękuję, że przyjechałaś. Są to słowa niezwykle cenne, bo uświadamiają mi bardzo ważną rzecz: bez siebie wzajemnie nie istniejemy. Fani bez artystów i artyści bez fanów.

Gdzie są granice?

Oczywiście, musimy pamiętać o pewnych granicach. O ile nie mam problemu poczekać na artystów musicalowych po spektaklu, bo wychodząc są jeszcze jakby trochę w pracy, o tyle byłabym ostrożna, kiedy spotkałabym ich w ich czasie prywatnym. Wtedy, kiedy nie mają statusu gwiazdy. Niektórzy oczywiście nie mają nic przeciwko, by uśmiechnąć się do zdjęcia czy dać autograf, jednak wszystko musi być kwestią wyczucia. Nie przeszkadzajmy im na randce czy spotkaniu ze znajomymi, nie piszczmy na ich widok, nie róbmy zdjęć z ukrycia ani nie przyglądajmy się bez przerwy. Są ludźmi – i przede wszystkim musimy okazać im szacunek.

Kiedy artyści wychodzą poza teatr

Jeśli jednak boicie się zawracać im głowę lub chcecie ich spotkać w kostiumach, koniecznie śledźcie strony teatrów w okolicy premiery. Teatry przygotowują wtedy masę akcji promocyjnych, w których aktorzy w kostiumach pojawiają się w przestrzeni pozateatralnej. To świetny moment, by z nimi porozmawiać, wziąć autograf czy zrobić zdjęcie. Jedna z takich okazji pojawi się już za kilka dni – ponieważ został równo miesiąc do premiery Rodziny Addamsów w Teatrze Syrena. W najbliższy weekend – 11 i 12 sierpnia upiorną rodzinkę będzie można spotkać na Targach Śniadaniowych w Warszawie: w sobotę na Żoliborzu, w niedzielę na Mokotowie. Udadzą się także na niedzielny spacer w okolice Przystani Nowa Fala na Bulwarach Wiślanych. Rodzinka już przyjechała do Warszawy, skusicie się na spotkanie?

Co sądzicie o bezpośrednich kontaktach fan-aktor? Zapoznajecie się z aktorami czy raczej patrzycie na nich z oddali? A może odwiedzacie wejścia służbowe tak często, że zna Was cała portiernia i obsługa teatru? Koniecznie podzielcie się w komentarzach.