Wielokrotnie zastanawialiśmy się, dlaczego ludzie nie lubią musicali. Czasami uda nam się namówić kogoś, kto nie zna tego gatunku albo chce dać mu szansę. Co jednak w sytuacji, kiedy nie znajdziemy towarzysza? Zrezygnować z takiego spektaklu? Dzisiaj o tym, dlaczego warto iść na musical w pojedynkę.
Sami wybieramy termin
To zdecydowanie największy plus samotnego wyjścia. Szczególnie, jeżeli planujemy podróż do innego miasta. Nie musimy dostosować się do naszego towarzysza, do jego wolnego czasu czy urlopu. Zaglądamy tylko we własny kalendarz. To ważne głównie wtedy, kiedy zależy nam na konkretnej obsadzie. Dla mnie teraz jest to główne kryterium przy wyborze daty. Co w sytuacji, kiedy nasz ulubiony aktor gra w czwartek, a przyjaciółka może jechać jedynie w piątek? Przy samotnym wyjeździe ten dylemat odpada.
Nie musimy się bać, że towarzyszowi się nie spodoba
Ja niestety bardzo często tak mam i nie jest to dobre – jeżeli już uda mi się namówić koleżankę na wspólne wyjście, na musical czy recital, to potem uważnie obserwuję jej reakcje. Podoba się? Nie podoba? Żałuje? Może zmarnowałam jej wieczór i już więcej nie będzie chciała ze mną wyjść? Jak idziemy sami, problem znika. Liczą się tylko nasze odczucia i reakcje.
Sami wybieramy tytuł
Relacje z innymi ludźmi to bardzo często sztuka kompromisu. Jeżeli w teatrze grają wiele tytułów, różne upodobania mogą wskazywać na całkiem inne musicale. Wtedy trzeba decydować i może to być coś kosztem czegoś. Bo co, jeżeli ja mam ochotę na komedię, mój towarzysz na coś poważnego, a w danym miesiącu mogę pozwolić sobie tylko na jedno wyjście? W takiej sytuacji możemy nasz musical odłożyć na kolejny miesiąc lub sezon. I mieć nadzieję, że w międzyczasie niepostrzeżenie nie zdejmą go z afisza. Kolejny plus samotnego wyjścia – idziemy na to, na co właśnie mamy ochotę.
Możemy w pełni skupić się na musicalu
Znacie taki typ, który lubi komentować wszystko, co dzieje się na scenie? A to widać po aktorze, że się pomylił, a to nie trafił w dźwięk, a to kobieta przed nami dziwnie się ubrała, kto tak chodzi do teatru? Komentatorom wiele wybaczamy, często bawią nas ich uwagi. Zdarza się jednak, że bardzo przeszkadzają nam w odbiorze spektaklu. Ich brak czasami może być dużą zaletą.
Możemy się nim dzielić z najbliższymi
Jeden z moich ulubionych punktów i z pewnością najmniej lubiany przez moich bliskich. Najbardziej nakręcona wróciłam z Rodziny Addamsów. Nie dość, że musical mnie zachwycił, to była to komedia, więc w mojej głowie zostało wiele anegdotek czy śmiesznych tekstów. Każdy, kto pojawił się w zasięgu mojego głosu w przeciągu tygodnia po spektaklu, znał już najlepsze teksty Gomeza i wiedział, w których piosenkach Wednesday była więcej niż rewelacyjna. Jaki to przyniosło efekt? Kilka osób powiedziało: żałuję, że jednak nie pojechałam z tobą, chciałabym to zobaczyć. Niestety w przypadku Addamsów okazało się to niemożliwe (a bardzo chętnie pojechałabym jeszcze raz), ale przy innych musicalach, które Was zachwycą, jest szansa, że kogoś namówicie i następnym razem wybierzecie się już z towarzyszem.
Czy samotne wyjście jest straszne?
Pamiętam moment, w którym po raz pierwszy zdecydowałam, że idę na musical sama. Był to Skrzypek na dachu w Poznaniu, w maju zeszłego roku. Decyzję podjęłam spontanicznie w dniu spektaklu, bo były jeszcze pojedyncze wolne miejsca, a to był jeden z ostatnich spektakli w tamtym sezonie. Czułam się dziwnie, nie powiem. Nie było jednak czasu na szukanie kogokolwiek, kto poszedłby ze mną. Ani razu tej decyzji nie żałowałam. Od tego momentu wielokrotnie byłam sama na musicalach: na Rodzinie Addamsów, Rapsodii z demonem, Cabarecie czy Mamma Mia!. Czy mi to przeszkadza? Absolutnie nie. Także dlatego, że mam Was i mogę się z Wami tymi musicalami dzielić. Oczywiście samotne wyjście ma też swoje minusy, ale o tym następnym razem.
Chodzicie sami na musicale? Jakie macie do tego podejście? Zdarzyło Wam się, że nie poszliście do teatru właśnie z powodu braku towarzystwa? Zgadzacie się z argumentacją, dlaczego warto iść na musical w pojedynkę?