Moje musicalowe podróże

Moje musicalowe podróże są projektem, który realizuję od trzech miesięcy. Wybieram konkretny musical, konkretną obsadę i spektakl, planuję podróż i nocleg. I jadę. Trochę szalone? Dziwne? Kiedy pomyślę, ile przynosi mi to radości i jaka jestem wtedy szczęśliwa, to jeden z moich najlepszych pomysłów na życie.

Jak to się zaczęło?

Zaczęło się od szkoły. W pierwszej gimnazjum zabrali nas na wycieczkę. Oczywiście najbliżej było do Warszawy, więc pierwszy musical, który w życiu widziałam, to Grease. Wróciłam zachwycona. Do tej pory mam ogromny sentyment do tej sztuki. Pamiętam nawet te emocje, które mi towarzyszyły, kiedy aktorzy na koniec spektaklu zaprosili nas na scenę. Potem byłam na wielu wycieczkach w różnych teatrach i najczęściej szkoła wybierała dla nas musicale. To w czasach gimnazjalno-licealnych zobaczyłam wiele spektakli, których teraz nie miałabym okazji obejrzeć, bo już dawno zostały zdjęte z afisza (łącznie z Upiorem w operze, który pozostaje moim numerem jeden). A potem skończyłam szkołę. I skończyły się wyjścia na musicale. W pierwszych latach studiów zobaczyłam tylko Nędzników w Romie, jakiś czas później (trochę bardziej z przypadku niż z ambitnych planów) – poznańską Evitę. I Jesus Christ Superstar w Poznaniu, który był jednym z punktów obchodów 1050 rocznicy chrztu Polski.

Przełom

Przełom nastąpił w maju tego roku. Całkiem przez przypadek, kiedy ktoś z moich znajomych polubił na fb piosenkę. Piosenka w ogóle niemusicalowa, ale po nitce do kłębka – w ten sposób trafiłam na Studio Accantus. Jeżeli ich znacie, wiecie, że ludzie kochają ich głównie za covery Disneya. I od nich zaczęłam, co chwilę słuchając zachwycona nowej wersji znanej mi z dzieciństwa piosenki. Ale nie to sprawiło, że nie mogłam się od nich oderwać (i po tylu miesiącach nadal czasami nie umiem). Bo prawdziwą magią były dla mnie piosenki musicalowe. Te ze znanych i widzianych musicali (jak Upiór w operze, Taniec Wampirów czy Metro) i te z całkiem obcych (jak Wicked, w którym zresztą tak się zakochałam, że moim największym marzeniem jest w tym momencie zobaczyć go na żywo). Wróciły wspomnienia tych niesamowitych przeżyć, które dawały mi musicale. Tego wyczekiwania, wsłuchiwania się, wpatrywania w scenę i tancerzy. I pytanie, które nie dawało mi spokoju: Dlaczego to zostawiłam?

Powrót marnotrawnej córki

Musiałam jak najszybciej to nadrobić. Ponieważ teraz na stałe mieszkam w Poznaniu, to poznański Teatr Muzyczny otworzył mi drzwi do tej magicznej krainy. Na pierwszy ogień poszedł jeden z najbardziej znanych na świecie musicali – Skrzypek na dachu. Cudowny. Już wiedziałam, że jestem na właściwej ścieżce. Ale zbliżały się wakacje, a tym samym przerwa urlopowa w teatrach. Jedynym musicalowym akcentem był rewelacyjny lipcowy recital Sylwii Banasik w Warszawie. Ponieważ wiedziałam już, że pod koniec września wyjeżdżam za granicę, chciałam koniecznie zobaczyć coś jeszcze i to z najwyższej półki. W ten sposób, kilka dni po ogólnopolskiej premierze, siedziałam w Teatrze Muzycznym w Gdyni na Notre Dame de Paris. A że wrzesień nad polskim morzem był wyjątkowo piękny, był to jeden z najprzyjemniejszych wakacyjnych wyjazdów (mimo że tylko dwudniowy).

#jestemnajlepsza

I znalazłam się w Czechach. Sprawdziłam, że w Ostrawie jest teatr muzyczny. Z całkiem porządnym repertuarem. Zaplanowałam wyjście trochę później, kiedy już lepiej opanuję język. Wtedy trafiłam na projekt Edyty Zając Najlepsza do… I kiedy wyobraziłam sobie siebie za trzy lata, stwierdziłam, że sztuka teatralna (a najlepiej musical) raz w miesiącu to minimum dla dobrego samopoczucia i szczęścia. Ale nie sądziłam wtedy, że będzie to ten punkt z przygotowanej listy, który w życie wprowadzę najszybciej. Do czasu, kiedy zorientowałam się, że do Gliwic mam tylko godzinę drogi. A w Gliwicach jest Rodzina Addamsów. Więc szybko zorientowałam się, co i jak, wybrałam obsadę i dzień i w drogę. Tydzień po spektaklu nadal opowiadałam o nim każdemu, kogo tylko spotkałam. I kiedy moi bliscy powoli zaczęli mieć dosyć, narodził się pomysł, żeby znaleźć ludzi, którzy musicalami pasjonują się podobnie do mnie. A nawet jeśli nie aż tak bardzo, to z chęcią o nich porozmawiają, podzielą się spostrzeżeniami, zachwycą piosenkami. W głowie pojawiło mi się mnóstwo pomysłów, nad którymi niemal od razu zaczęłam pracować. Na efekt tej pracy właśnie patrzycie.

moje musicalowe podróże
Z każdej musicalowej podróży lubię wrócić ze zdjęciem.

Czas na coś innego

W listopadzie uznałam, że jestem gotowa na musical po czesku. I do mojej listy dołączył, napisany przez znakomitych twórców, Sunset Boulevard. Nie jest grany w Polsce, więc tym bardziej się cieszę, że mogłam go zobaczyć. Mimo tego, że nie wszystko i nie do końca zrozumiałam.

Bądźcie na bieżąco

Co jest najlepsze w tym, że zaczęłam moje musicalowe podróże stosunkowo niedawno? Że tyle musicali jeszcze przede mną. Cieszę się na samą myśl o nich. Relacje z moich podróży możecie śledzić na instagramie i snapchacie. Będę też zamieszczać na blogu recenzje spektakli, które widziałam.

 

Co zaplanowałam na grudzień? Tego możecie dowiedzieć się w Grudniowym przewodniku musicalowym, w którym opisuję wszystkie grane obecnie w Polsce musicale. Może Was zainspiruje i też się na coś wybierzecie?