• Janek Traczyk cz. II: marzę, żeby moja muzyka coś w ludziach zmieniała

    traczykWitam Was serdecznie w drugiej części rozmowy z Jankiem Traczykiem. Pierwszą możecie przeczytać tutaj. Tym razem rozmawiamy o tym, jak zaczęła się jego przygoda ze śpiewem, co jest dla niego najważniejsze w jego twórczości i dlaczego w pędzie życia najlepiej spędzić trochę czasu z końmi. Zapraszam.

    Musicalna: Wróćmy do początków przygody ze śpiewem. Pochodzisz z muzykalnej rodziny?

    Janek Traczyk: Tak, mój tata zawsze śpiewał. Mieliśmy rodzinne wyjazdy wakacyjne, dużo wieczorów z gitarą, przy ognisku. W pewnym momencie tata zorientował się, że też śpiewam. Kilka razy wystąpiłem w szkolnym chórze, okazało się, że bardzo to lubię. Zgraliśmy się w tym temacie i razem sobie podśpiewywaliśmy. Później dostałem się do chóru Alla Pollacca przy Teatrze Wielkim w Warszawie. Zawsze to wychodzi tak przez przypadek. Kolega mi mówił: chodź, tu jest fajnie, gramy w Carmen młodych żołnierzy, trzeba śpiewać, maszerować. Stwierdziłem, że spróbuję. To była moja pierwsza przygoda na scenie. Później dostałem główną rolę, Marka, w operze dziecięcej Pan Marimba. Byłem przerażony. Wtedy najważniejsze było granie w piłkę, na komputerze, bieganie za dziewczynami. A tu powoli zaczynało robić się poważnie. Była tam pani reżyser, która mnie strasznie stresowała, poza tym pochłaniało to dużo czasu. Niby fajnie, że gram coś takiego, ale tak poważnie o tym zupełnie nie myślałem. Super, że mi się przydarzyło, ale wtedy nie było to spełnieniem marzeń, natomiast już na wstępie okazało się dla mnie dobrą szkołą. W trakcie grania tej roli zacząłem mieć mutację. Stopniowo z kwestii śpiewanych robiły się kwestie mówione, bo nie byłem w stanie ich zaśpiewać, głos mi się zmieniał. Wtedy też rodzice postanowili, że czas mnie stamtąd zabrać, żebym mógł skupić się na egzaminach do liceum.

    Na jakiś czas miałem całkowitą przerwę: od śpiewania, od muzyki. Dopiero jak już dojrzałem, przeszedłem mutację, zacząłem sam coś grać na pianinie, próbowałem tworzyć jakieś kompozycje, trochę śpiewać, wówczas sam podjąłem decyzję, że chciałbym się zająć muzyką. I poszło dalej. Trafiłem na wspaniałą panią Marię Piekarek, była moją nauczycielką od keyboardu. Najpierw zapisałem się na keyboard, stwierdziłem, że będę grał Chopina. Może trochę za wysoko wymierzyłem. W pewnym momencie to granie przerodziło się bardziej w akompaniowanie sobie i śpiewanie. Potem pojawił się pomysł, żeby mnie rzucić na Bednarską, na śpiewanie. Taką drogę zaplanowała mi pani Maria. Śpiewanie miało być elementem pośrednim, prowadzącym do kompozycji. Tworzyłem co jakiś czas swoje melodie i jej pokazywałem. Zawsze mówiła, że Oskara z muzyki filmowej to już mamy w kieszeni (śmiech). Rzeczywiście poszedłem drogą, którą mi zaplanowała, dlatego zawsze podkreślam, że jest ważną osobą w moim życiu. Tak jak zaplanowała, tak się stało, oprócz tego, że śpiewanie koniec końców bardzo mnie pochłonęło. Nie było elementem pośrednim, ale w pewnym momencie stało się sposobem na życie.

    Pracujesz nad solową płytą?

    Czytaj dalej…

  • Moje ulubione męskie głosy musicalowe

    ulubione męskie głosy musicaloweJakiś czas temu pisałam Wam o moich ulubionych damskich głosach musicalowych. Nadszedł czas na męskie. Niemal w każdym spektaklu znajduje się głos, który zachwyca mnie bardziej niż inne. Na początku roku w moich marzeniach zawarłam znalezienie idealnego głosu męskiego. Czy mi się to udało? Niestety jeszcze nie. Dlatego też ten wpis różni się od poprzedniego. Nie będzie zawierał wyróżnień ani podium, a jedynie wymienionych w kolejności alfabetycznej ulubionych artystów. Każdy z nich zachwycił mnie swoim głosem. Nadal jednak czekam na te emocje, które powiedzą mi: to jest to. Może któryś z tych panów, usłyszany po raz kolejny, właśnie je wzbudzi? Zapraszam na moje ulubione męskie głosy musicalowe.

    fanpage Kuby Molędy

    Kuba Molęda, Rapsodia z demonem

    Nazwisko, które obijało mi się o uszy od dłuższego czasu, a jednak, jak jechałam na Rapsodię z demonem, w ogóle nie odnotowałam go w głowie. Dopiero kiedy zaczął śpiewać, pomyślałam: wow, kto ma tak niesamowity głos? Tak naprawdę cały spektakl czekałam na jego partie wokalne i rozpływałam się przy utworach Queen. Nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła usłyszeć go po raz kolejny.

    odstęp

    odstęp

    Maciek Podgórzak, Notre Dame de Paris

    Kiedy jechałam na Notre Dame, nawet nie śniło mi się, że kiedykolwiek będę pisać bloga musicalowego i nie zwracałam zbyt dużej uwagi na obsadę. Do momentu, w którym usłyszałam Czas katedr w wykonaniu Maćka. Od razu w przerwie poszłam zobaczyć, kto jest właścicielem tego niezwykłego głosu. Z powodu zamieszania z obsadą, trochę się naszukałam, ale udało mi się dowiedzieć, kto tego dnia występował w roli Gringoire’a. Nie mogę się doczekać, aż będę mogła usłyszeć go jeszcze raz. Nie wiem, czy wybiorę się znowu na Notre Dame, czy tym razem postawię na Grease, Lalkę, a może na Wiedźmina? Z pewnością jeszcze nieraz zawitam do Gdyni.

    odstęp

    Janek Traczyk, Metro

    Janka znałam z youtuba na długo zanim udało mi się go w końcu usłyszeć na żywo. Zachwycił mnie. Bardzo lubię jego barwę głosu, a w połączeniu z niezwykłą grą aktorską, stworzył naprawdę fantastyczną kreację Jana. Z chęcią posłucham go też na jego autorskich koncertach, teraz jednak bardzo liczę, że uda mi się na niego trafić w Pilotach.

    odstęp

    fanpage Kamila Zięby

    Kamil Zięba, Rodzina Addamsów, Accantus Symfonicznie

    Trzeba przyznać, że w Addamsach jako Lurch Kamil za dużo się nie naśpiewał, co nie przeszkodziło mu być naprawdę świetnym w tej roli. Więcej mogłam posłuchać go na koncercie symfonicznym w Lublinie. Tam zdecydowanie jego głos podbił moje serce. Czekam z niecierpliwością na najbliższy koncert symfoniczny i liczę na to, że będę mogła go też zobaczyć w nowych rolach musicalowych.

    odstęp

    Teatr Muzyczny w Poznaniu

    Przemek Zubowicz, Ghost, Notre Dame de Paris

    Wcale nie pamiętam Przemka z Notre Dame, chyba dlatego, że ten spektakl zdominował mi Maciek, natomiast jego głos zachwycił mnie w Ghoście. Niesamowita barwa, bardzo emocjonalny śpiew. Przy niektórych piosenkach miałam ciarki. Z przyjemnością usłyszę go po raz kolejny.

    odstęp

    odstęp

    Tak na ten moment prezentują się moi ulubieńcy. Wszystkich bardzo chętnie usłyszałabym w nowym sezonie teatralnym i liczę na to, że mi się to uda.

    Jakie są Wasze ulubione męskie głosy musicalowe? Dla kogo jesteście w stanie pojechać na drugi koniec Polski, byle go usłyszeć? Podzielcie się w komentarzach.

  • Sierpniowy przegląd musicalowy

    sierpniowy przegląd musicalowyJak Wam mijają wakacje? Dobrze znosicie te upały? Ja korzystam ze słońca, ile mogę. Taka temperatura na szczęście mnie nie męczy. W większości teatrów nadal trwa przerwa wakacyjna, jest jednak kilka wyjątków. Niektóre przygotowały wakacyjne sety, inne pod koniec sierpnia wracają już ze stałym repertuarem. Zapraszam Was na Sierpniowy przegląd musicalowy.

    Gdynia

    Wakacje nad morzem to jedna z moich ulubionych form relaksu. W tym roku Teatr Muzyczny w Gdyni oferuje nam dodatkową atrakcję – wakacyjny set Notre Dame de Paris. Zobaczycie w nim m.in. Maćka PodgórzakaJanka Traczyka. Musical będzie grany tylko na początku miesiąca, więc jeśli macie ochotę go zobaczyć, trzeba się pospieszyć.  Jest jeszcze sporo wolnych miejsc.

    Warszawa

    Pod koniec miesiąca Studio Buffo zaprasza na Metro.

    Toruń

    W najbliższy weekend w Toruniu Studio Buffo wystawia spektakl Romeo i Julia – pierwszy na świecie wodny musical w 3D. Myślę, że może być to bardzo ciekawe doświadczenie. Romea i Julię w wersji Studio Buffo widziałam wiele lat temu – bardzo mi się wtedy ten musical podobał.

    I to chyba wszystko w Sierpniowym przeglądzie musicalowym. Tęsknicie za teatrem w czasie wakacji? Czy Wasze plany wakacyjne/urlopowe są tak absorbujące, że nawet nie dostrzegacie ich braku? W sierpniu ja też robię przerwę – będzie to pierwszy miesiąc w tym roku, w którym nie zobaczę żadnego musicalu. Myślę, że spokojnie nadrobię na jesieni. Teatry, mimo przerwy w repertuarze, intensywnie pracują. Aktorzy powoli wracają z wakacji, aby przygotowywać się na jesienny boom musicalowy.

    Macie bilety na spektakle po wakacjach? Mimo że zostało jeszcze sporo czasu, bilety na większość spektakli są już w sprzedaży, a na niektóre nawet już wyprzedane. Czekacie na coś szczególnie? A może skorzystacie z tej niewielkiej, ale ciekawej oferty wakacyjnej? Dajcie znać w komentarzach.

  • Kim jest Elfaba i dlaczego wszyscy chcą ją zagrać?

    ElfabaDzięki prowadzeniu bloga i Musicalnym rozmowom miałam okazję poznać fantastycznych aktorów musicalowych. Bardzo lubię rozmawiać z nimi o ich ulubionych musicalach, bohaterach, a przede wszystkim o marzeniach zawodowych. Staram się też docierać do innych wywiadów. Od dłuższego czasu zauważałam, że w tych wymarzonych rolach przewija się jedno imię – Elfaba. Znałam już powoli fabułę Wicked, pojedyncze piosenki, cały czas zastanawiałam się jednak, co takiego kryje w sobie ta zielona czarownica, że wcielenie się w nią jest jednym z najtrudniejszych wyzwań, a zarazem największym marzeniem wielu naszych aktorek musicalowych. Dzisiaj czas na prezentację wniosków. Uwaga – wpis zawiera spoilery, dotyczące fabuły całego musicalu. Jeśli nie chcecie jej poznać w całości, zakończcie czytanie już teraz, a do tekstu wróćcie zaznajomieni z tym znakomitym musicalem.

    Kobieta z charakterem

    Jakie macie pierwsze skojarzenie, kiedy pomyślicie o kobiecych bohaterkach musicali? Słodkie damy, dla których jedynym celem życia jest miłość i oddanie ukochanemu? Czy wręcz przeciwnie, kobiety upadłe, które mężczyzn zwodzą po to, by się nimi zabawić? Częściej są poważne czy zabawne? Inteligentne czy głupiutkie? Oczywiście, ile musicali, tyle różnych kobiecych postaci, jednak Elfaba ma w sobie coś niezwykłego. I nie chodzi tylko o kolor skóry, który od dziecka jest jej przekleństwem. Jest ona niezwykle inteligentną dziewczyną, choć na początku dość naiwną: Kiedy już go poznam, odmieni się los. Już nie będę dziwna dla mieszkańców Oz […] I będę się czuć cudownie, gdy wszyscy będą kochać mnie (Wizard and I, tłum. Dorota Kozielska). Wierzy w to, że świat może się zmienić, że ona może się zmienić.

    Przemiana na scenie

    Czytaj dalej…

  • Jak spełniłam moje marzenie – Wicked

    WickedNa początku roku stworzyłam listę musicalowych marzeń. Znalazło się na niej między innymi dwanaście musicali w ciągu roku (jestem na dobrej drodze, za mną już dziewięć), koncert musicalowy (rewelacyjny), znalezienie idealnego męskiego głosu (nadal szukam). Pierwsze miejsce zajął jednak musical, w którym zakochałam się na długo przed tym, zanim udało mi się zobaczyć go na żywo. Powoli odkrywałam w nim najpierw muzykę, bohaterów, potem całą historię – wszystkie te elementy sprawiły, że gorąco pragnęłam go zobaczyć. Dzisiaj opowiem Wam, jak to marzenie udało się spełnić.

    Po raz pierwszy z Wicked zetknęłam się przy okazji coveru Defying gravity w wykonaniu Studia Accantus (nie, nie płacą mi za reklamę) trochę ponad rok temu. Piosenka nie tylko zachwyciła mnie wykonaniem Sylwii, lecz także, a może przede wszystkim, przesłaniem. Bardzo szybko sięgnęłam po kolejne utwory z musicalu w wykonaniu Studia, potem przeszłam na oryginalny soundtrack i bootlega. Coraz bardziej fascynowała mnie historia Elfaby i Glindy – wiedziałam, że muszę ją zobaczyć na żywo. Wicked to uniwersalna opowieść o odcieniach miłości i wbrew pozorom na pierwszym planie wcale nie jest uczucie między kobietą a mężczyzną, lecz prawdziwa przyjaźń oraz walka o samoakceptację i miłość do siebie. W historii Elfaby w wielu momentach widziałam własną. Mimo marzeń i petycji, na chwilę obecną nie mamy szans na wystawienie tego musicalu w Polsce. Na Broadway aktualnie mnie nie stać, pozostał Londyn. Od początku roku strony z tanimi lotami były stałym punktem historii przeglądarki.

    Przypadkowe kliknięcie

    Jak to zwykle bywa, udało się przez przypadek. W maju moja komputerowa myszka zaczęła się psuć i czasami nie mogłam nad nią zapanować. Zamiast wejść na Facebooka, uciekła mi, klikając w przypiętą do zakładek stronę z tanimi lotami. Chciałam od razu ją zamknąć, jednak moim oczom ukazały się Tanie loty z Poznania do Londynu. Lipiec. Sprawdzam, czy grają wtedy Wicked – grają. Szybki telefon do koleżanki, kilka prób zakupu (płatność odrzuciło mi trzy razy!). I nagle jest. Na moim mailu – potwierdzenie zakupu. Kilka minut wpatrywałam się w ekran. Lecimy do Londynu!!! Dwa miesiące wydawały się odległym czasem, minęły jednak bardzo szybko. W międzyczasie zarezerwowałyśmy nocleg (przez stronę Airbnb – jeżeli jeszcze nie korzystaliście, ten kod da Wam 100 zł zniżki na pierwszą podróż), zaplanowałyśmy, co chcemy zobaczyć. Nadszedł lipiec, a my już stałyśmy na poznańskiej Ławicy w oczekiwaniu na wylot.

    Day seats

    Szok i niedowierzanie pojawiały się na twarzy każdego, komu mówiłam, że nie mamy jeszcze na Wicked biletów, a jest głównym punktem naszej wycieczki. Dlaczego nie kupiłyśmy ich wcześniej? Ze względów finansowych. Na West Endzie istnieją day seats – bilety, które sprzedawane są tylko w dniu spektaklu. Ich główną zaletą jest cena – na Wicked za taki bilet zapłacimy £29,50. I to za pierwszy rząd! Dla porównania bilet w drugim rzędzie kosztuje już £74,75, a najdroższe miejsca nawet £125,00. Przy przeliczeniu na złotówki, daje to astronomiczne kwoty, na które nie mogłam sobie pozwolić, a lecieć specjalnie po to, żeby oglądać spektakl z najtańszego ostatniego miejsca o ograniczonej widoczności? To nie wchodziło w grę. W sobotę, po całych trzech godzinach snu, pod teatrem byłyśmy już o 6:15. Kasę otwierali o 10:00.

    Musicalowi szaleńcy

    Środek wakacji, ciepło, przyjemnie, wygodne miejsce na schodach, pyszna kawa z niedalekiego McDonalda. Myślicie, że czekanie w kolejce jest bardzo męczące? Wręcz przeciwnie. Można poznać niesamowitych ludzi, a ich musicalowe szaleństwa są dużo większe od naszych. W kolejce byłyśmy drugie. Przed nami kobieta, która Wicked widziała dzień wcześniej – ustawiła się jednak w kolejce po 7, a miejsce z boku nie do końca ją satysfakcjonowało. Przyszła więc po raz kolejny, tym razem już przed szóstą. Pojawiła się też wielka fanka musicalu (oczywiście w wickedowej koszulce), która widziała go już chyba kilkanaście razy. Z przyjemnością słuchałam jej opowieści o różnych obsadach i innych aspektach spektaklu. Bardzo przyjemna była też rozmowa z Francuzką, która na Wicked szła czwarty raz, przywiozła też swoją koleżankę, z którą dzień wcześniej dzięki day seats widziały Les Misérables. Z Francji mają tylko dwie godziny statkiem. Jak z tego nie korzystać?

    Najlepsze miejsca

    Z czasem ludzi przybywało, w pewnym momencie w kolejce było kilkadziesiąt osób. Na każdy spektakl są dwadzieścia cztery bilety day seats, a ponieważ w sobotę grane są dwa spektakle, w puli było czterdzieści osiem biletów. Jedna osoba może kupić maksymalnie dwa. Nie wiem, czy wszystkim udało się je dostać. My jednak miałyśmy miejsca na samym środku. Lepszych nie można było sobie wymarzyć.

    Przyznaję, że staram się oszczędzać na biletach na musicale, dlatego zwykle wybieram tańsze miejsca. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak duży błąd popełniałam. Pierwszy rząd w Apollo Victoria Theatre był jak spełnienie marzeń. Świetny widok na scenę, a przede wszystkim na aktorów – ich mimika była wspaniała, a czasem miałam wrażenie, że patrzą prosto na mnie. O obsadzie pisałam Wam w recenzji, dlatego teraz ograniczę się do jednego wniosku: nigdy więcej ostatnich rzędów za najniższą cenę. Mniej jeść, za to zapewniać sobie takie widoki, jak ten.

    The Theatre Cafe

    Czytaj dalej…

  • Everyone deserves a chance to fly – Wicked

    wickedOd dawna marzyłamWicked. Najpierw poznałam polskie wersje piosenek, potem przeszłam do oryginalnego soundtracku, by w końcu zapoznać się z całą historią. Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, aż wyląduję na West Endzie w Apollo Victoria Theatre. O tym, jak do tego doszło, napiszę Wam w oddzielnym wpisie, teraz zapraszam na recenzję Wicked.

    Zielone przekleństwo

    Ludzie rodzą się z różnymi defektami, czasami bez kończyn czy zniekształceni. Jednak przyjście na świat zielonym jest czymś niezwykłym nawet jak na pełną magii Krainę Oz. Takie nieszczęście spotyka Elfabę – dziewczynę, która jest owocem romansu jej matki i tajemniczego nieznajomego. Nie ma w życiu łatwo – ojciec jej nienawidzi, siostra traktuje jak opiekunkę i służącą, ludzie na jej widok uciekają. Jest jednak coś, co czyni ją wyjątkową – magiczne moce, tak potężne, że każdy może ich pozazdrościć. Czy staną się one przepustką do lepszego życia? Czy Czarnoksiężnik z Krainy Oz, najpotężniejszy w ich świecie, czeka właśnie na nią? Czy jest ona w stanie zmienić to, że zwierzęta, w tym jej ukochany nauczyciel, profesor Dillamond, nagle przestają mówić? Co sprawi, że ta wrażliwa dziewczyna, spragniona miłości i dobra na świecie, stanie się najbardziej znienawidzoną czarownicą w całym Oz?

    Musicalowe marzenie

    Elfaba jest bardzo znaną postacią w świecie musicalowym. Nie jest księżniczką, nie jest kryształowa, podczas całego spektaklu zachodzi w niej szereg zmian. Ma w dodatku niesamowicie trudne songi – jest więc marzeniem wielu aktorek i jednocześnie jednym z największych musicalowych wyzwań. Willemijn Verkaik jest w tej roli perfekcyjna. Z pierwszego rzędu miałam niesamowity widok na całą jej postać, a oprócz wspaniałego głosu, zachwyciła mnie jej mimika i gesty. Grymasy wykrzywiające twarz, pełne miłości spojrzenie na Fiyero czy nieudolne ruchy w tańcu i uwodzeniu, każdy szczegół był bardzo dopracowany. Nie inaczej było w przypadku drugiej bohaterki – Glindy, granej przez Suzie Mathers. Zupełne przeciwieństwo Elfaby i mocno przerysowana postać – jej gesty, teksty, zachowanie, które sprawiały, że momentami cała sala leżała ze śmiechu. A jednocześnie ból na jej twarzy powodował, że człowiek miał ochotę wyć razem z nią.

    Inny świat

    Wrażenie robi też scenografia. Wielka bańka, w której z nieba opuszcza się Glinda, ogromna półka z butami Glindy, wspaniałe Emerald City, oszałamiający awatar Czarnoksiężnika, pojawiający się nagle domek Dorotki. I zachwycające kostiumy. Wieśniacy, którzy już na samym początku cieszą się ze śmierci wiedźmy, uczniowie w szkole Elfaby czy mieszkańcy Emerald City – każda postać była tak wielką indywidualnością, której osobowość zdradzał strój, że głowa chodziła mi jak szalona, próbując ogarnąć wzrokiem chociaż przez chwilę każdego, co było niestety niemożliwe. Wspaniałe były sceny zbiorowe, szczególnie scena balu w szkole i piosenka One short dayNie mogę nie wspomnieć o tancerzach, których świetnie zatańczone układy oddawały nastroje panujące w Oz.

    Wicked ideałem?

    Moja recenzja nie będzie miała standardowego podsumowania, bo nie potrafię wybrać. Nie umiem się zdecydować, czy większe wrażenie zrobiła na mnie Willemijn czy Suzie, a może był to świetny w roli Fiyero Oliver Savile. Nie wiem, czy ulubioną piosenką było Defying gravity, ze swoimi oszałamiającymi efektami specjalnymi i potężnym głosem Elfaby, bawiące do łez i urocze Popular, przepiękne As long as you’re mine, w którym ścisnęły mi się wnętrzności, No good deed, w którym twarz Elfaby zmieniała się z minuty na minutę, a tekst piosenki wyśpiewany tym mocnym głosem w połączeniu z muzyką na żywo i dymem sprawiły, że na kilka minut zapomniałam, jak się oddycha. A może wzruszające For good, w czasie którego miałam łzy w oczach i które uważam za najpiękniejszą piosenkę o przyjaźni, jaką kiedykolwiek słyszałam. Tym razem pojawi się tylko ocena ogólna i będzie to po raz pierwszy 10/10. Piękna, dająca do myślenia, historia, opowiedziana i wyśpiewana przez rewelacyjnych wokalnie i aktorsko artystów. Wspaniała, ogromna scenografia, świetne efekty specjalne i dopracowane w każdym calu stroje. Cudowna muzyka, która porusza, wzrusza i bawi. Porywające sceny zbiorowe. Nie mam Wicked nic do zarzucenia. Jest dla mnie synonimem musicalu idealnego. W Londynie za dziesięć dni zmienia się obsada. Jestem ogromną szczęściarą, że udało mi się trafić na tych fantastycznych aktorów. Wiem, że nie był to mój ostatni spektakl. Z pewnością będę chciała zobaczyć Wicked ponownie i to nie tylko jeden raz.

    Szczegóły spektaklu

    Obsada:

    Elfaba: Willemijn Verkaik

    Glinda: Suzie Mathers

    Fiyero: Oliver Savile

    Madame Morrible: Sue Kelvin

    Czarnoksiężnik: Mark Curry

    Nessarose: Sarah McNicholas

    Boq: Idriss Kargbo

    Dr Dillamond: Martin Ball

    Data:

    8.07.2017

    Ocena ogólna: 10/10!!!

    https://www.youtube.com/watch?v=3g4ekwTd6Ig

  • Lipcowy przegląd musicalowy

    lipcowy przegląd musicalowyNadszedł lipiec. Dzisiaj zamknęłam sesję i oficjalnie rozpoczynam… szukanie pracy. Chociaż, szczerze mówiąc, teraz żyję tylko tym, co się wydarzy za kilka dni, czym chwalę się nieustannie od dwóch miesięcy. Spełnię kolejne moje marzenie z listy marzeń. To już trzeci punkt z niej, a dopiero początek lipca. Przede mną dziewiąty musical w tym roku, ten najbardziej wymarzony i wyczekany. Zobaczę Wicked. Już za kilka dni czeka mnie cudowny weekend w Londynie (spodziewajcie się obszernej relacji na Facebooku i Instagramie). Jednak zanim to nastąpi, przyjrzyjmy się ofertom naszych rodzimych teatrów. Nie jest zbyt duża, jednak nie wszystkie teatry mają już przerwę wakacyjną. W jednym nawet czeka nas premiera. Zapraszam na Lipcowy przegląd musicalowy.

    Warszawa

    Teatr Dramatyczny w Warszawie zaprasza na premierę nowego musicalu Kinky Boots. Zobaczymy w nim też Cabaret.

    Gdynia

    Teatr Muzyczny w Gdyni w wakacyjnym secie pokaże nam Notre Dame de Paris.

    Kraków

    Teatrze Variéte załapiemy się jeszcze na dwa spektakle Legalnej Blondynki.

    I to niestety wszystko w Lipcowym przeglądzie musicalowym. Można napisać, że teatry odpoczywają, ale nic bardziej mylnego, ponieważ w większości trwają intensywne próby do jesiennych premier. Już od września ruszą z kopyta. Mam już bilet na Pilotów i ogromną nadzieję, że nie będzie to jedyny nowy musical w tym roku.

    A skoro tym razem tak krótko, to podrzucę Wam jedną z moich ukochanych, wickedowych piosenek.

    Wybieracie się na coś w lipcu czy odkładacie pieniądze na jesienne musicalowe szaleństwo?

  • Janek Traczyk: chciałbym wystawić swój musical

    janek traczykCzaruje widzów w Notre Dame de Paris jako Gringoire, zmusza do refleksji jako Jan w Metrze, a już niedługo będzie podbijał serca jako Jan w Pilotach. Opowiada o musicalu, który chciałby wystawić, transformacji z jednego Jana w drugiego i co ma wspólnego ze skrzekiem rozjeżdżanej walcem żaby. Czerwcowa musicalna rozmowa, moim gościem jest Janek Traczyk. Zapraszam.

    Musicalna: Jakbyś miał nieograniczone fundusze, jaki musical wystawiłbyś w Polsce?

    Janek Traczyk: Wystawiłbym swój musical. W tym momencie mam napisany jeden jako pracę magisterską na kompozycji, którą kończyłem dwa lata temu na Uniwersytecie Muzycznym. Prawdopodobnie wystawiłbym ten musical albo zebrał ekipę i od podstaw stworzył coś zupełnie nowego. Na pewno miałby moją muzykę, pewnie wziąłbym też w nim udział. Generalnie, jestem zwolennikiem tworzenia nowych rzeczy. Wiadomo, uwielbiam grać we wszystkich tych pięknych musicalach, które już zostały stworzone, ale ostatecznym moim celem jest to, żeby śpiewać swoje piosenki i wystawiać swoje sztuki. Mówiąc swoje, mam na myśli głównie pisanie muzyki, tudzież miewam też pomysły na historię czy na scenariusz, raczej pisania tekstów musicalowych się nie podejmuję. Wynająłbym wtedy ogromny teatr, zgromadził mnóstwo zdolnych pasjonatów i stworzylibyśmy coś pięknego, mam nadzieję.

    Opowiesz historię z Twojego musicalu?

    U nas na uczelni pisało się głównie muzykę awangardową, klasyczną, dość dziwną, a mnie ten kierunek nie do końca odpowiadał. W pewnym momencie stwierdziłem, że napiszę to, co mi w duszy gra, a nie to, co na uczelni jest uznawane za dobre. Mój profesor na szczęście mnie w tym wsparł, powiedział: świetnie, pisz to, a ja w razie czego cię wybronię. Więc, wraz z twórcą tekstów Piotrem Orychem, napisałem musical. Na pewno jest troszeczkę inspirowany wieloma musicalami, które mnie w ówczesnej chwili otaczały, np. Metrem. To historia o artystach, młodych twórcach i wykonawcach, którzy z różnych względów zdecydowali się dołączyć do tajemniczego Klubu – świątyni sztuki, miejsca, gdzie każdy artysta chciałby grać. Łączy ich to, że postanowili poświęcić się sztuce w pełni, ponieważ decyzja o wstąpieniu do Klubu podejmowana jest na całe życie.

    Klub to tajemnicze miejsce – połączenie Hogwartu, ascetycznego zakonu i elitarnego teatru. Jest to jednocześnie metafora totalnego oddania się sztuce, pracy, karierze – tak częstego w dzisiejszych czasach. Członkowie Klubu sami tworzą swoje sztuki, występują w nich i oczywiście codziennie odgrywają je przed ludźmi – przed śmietanką, elitą, bogaczami, koneserami sztuki, którzy każdego dnia się zjawiają, aby przeżyć, wejść w sztukę, prawdziwą, głęboką, dotykającą duszy, wynikającą z pasji, z czystej radości występowania i przekazywania widowni swoich emocji. Oczywiście ci ludzie, którzy dołączyli do tego tajemniczego miejsca, jak to zwykle u ludzi bywa, jak już gdzieś się znajdą, to tęsknią do tego, co było poprzednio. Nagle zaczynają dostrzegać wartość tego, co porzucili, czyli takiego zwykłego, szarego życia, którego doświadczamy codziennie: droga do pracy, korki, spóźniony autobus, zakupy w supermarkecie, spotkania z rodziną itd. Tego wszystkiego zaczyna im brakować, o tym też śpiewają, o naszej codzienności. Do tego miejsca dołącza młody chłopak, na razie nazywamy go Nowy. Jak to zwykle bywa w każdym musicalu, jest tam wątek miłosny, być może w tym będzie on dość nietypowy, i intryga, o której też za dużo nie powiem, która wiąże tę akcję. Jak to zwykle bywa w teatrach: ktoś kogoś nienawidzi, ktoś kogoś chce podkopać, ktoś zazdrości komuś pozycji, ktoś się w kimś kocha, tego typu relacje. I to jest wersja, że nie za dużo zdradzam, a coś już wiadomo.

    A z klasyki musicalu? Jaki jest najlepszy musical, który widziałeś, a którego nie ma w Polsce?

    Czytaj dalej…

  • Wyginam śmiało ciało – Madagaskar

    musical Madagaskar
    źródło: Teatr Muzyczny w Poznaniu

    Już od jakiegoś czasu ciągnęło mnie na musicale dla dzieci. Byłam ciekawa, jaką mają formę, jak angażują młodych widzów i czy dorosły może coś z nich wynieść. Bardzo się ucieszyłam, kiedy dowiedziałam się, że Teatr Muzyczny w Poznaniu przygotowuje musical Madagaskar. Połączył go z akcją Bilet do teatru za 500 groszy i po odstaniu swojego w kolejce do kasy, udało się zdobyć bilety w tej oszałamiającej cenie. Czym zachwycił mnie Madagaskar, a czym zaskoczył Król Julian? Zapraszam na recenzję.

    Ludzkie zwierzęta

    Film należy już do pewnego rodzaju klasyków filmów animowanych. Kto z nas nie zna szalonych Pingwinów z Madagaskaru albo nigdy nie widział Króla Juliana? Te charakterystyczne zwierzęta widzimy nie tylko na ekranie, lecz także na sklepowych półkach. To było pierwsze wyzwanie postawione przed twórcami – kostiumy. Trzeba przyznać, że spisali się wzorowo. Pierwszy raz miałam okazję oglądać aktorów przebranych za zwierzęta. W musicalu to nic odkrywczego, wystarczy spojrzeć chociażby na Króla Lwa albo Tarzana, jednak dla mnie było to coś nowego. Aktorzy, wcielając się w zwierzę, muszą poruszać się zgodnie ze specyfiką danego gatunku. Wystarczy jednak spojrzeć na drobne kroczki pingwinów czy ciężkie ruchy hipopotamicy Glorii, żeby wiedzieć, że to zdecydowanie im się udało.

    Uważaj na marzenia

    Znacie cytat „Uważaj na marzenia, bo mogą się spełnić”? Idealnie pasuje do całej historii. Zebra Marty, podobnie jak większość innych zwierząt w zoo, nie zna życia na wolności, co nie przeszkadza mu o nim marzyć. Kiedy w dniu urodzin udaje mu się uciec z zoo, jego przyjaciele: lew Alex, hipopotamica Gloria i żyrafa Melman ruszają za nim. Cały Nowy Jork przeżywa ucieczkę dzikich zwierząt, próbując odstawić uciekinierów na miejsce. Kiedy w końcu udaje się je złapać, są przekonane, że przenoszą je do innego ogrodu. Jednak, w trakcie podróży, w wyniku wypadku (lub raczej: pingwinów), trafiają na Madagaskar. Raj na ziemi? Niezupełnie. Bo co to za raj, w którym Alex nie dostanie codziennej porcji świeżego steku?

    Król jest tylko jeden

    Czytaj dalej…

  • Moje ulubione damskie głosy musicalowe

    ulubione-glosy-musicaloweJak być może zauważyliście w recenzjach, przy końcowej ocenie musicalu pojawia się kategoria ulubionego głosu. Czasami pokrywa się on z ulubionym aktorem, czasem nie. Jakie mam kryterium przy wybieraniu? Wyłącznie moje własne uczucia. Zdarzają się głosy, które zapierają mi dech w piersiach i słucham ich jak zauroczona. Dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami moimi ulubionymi. Są to artystki, które widziałam na żywo w ostatnim czasie. W tym wpisie nie biorę pod uwagę ich umiejętności aktorskich czy tanecznych. Tylko głos. Jesteście ciekawi? Przyznałam kilka wyróżnień i stworzyłam moje prywatne podium. Zapraszam.

    Wyróżnienia

    fanpage Marty Wiejak

    Marta Wiejak, Rodzina Addamsów, Evita, Piloci

    Po raz pierwszy miałam okazję usłyszeć Martę w Rodzinie Addamsów. Zachwyciła mnie kreacją Morticii i swoim głosem. Całkiem inną oglądałam ją później w Evicie (uważam, że jest najlepszą odtwórczynią tej roli w Poznaniu). Lubię słuchać jej nagrań, również tych z musicalu Jekyll&Hyde, w którym niestety na nią nie trafiłam (z przyczyn niezależnych zmieniono obsadę). Bardzo liczę na to, że uda mi się usłyszeć ją w roli Lucy, zanim spektakl zostanie zdjęty z afisza. Ciekawie zapowiadają się też Crazy for youPiloci, w których również będzie można ją zobaczyć w nowym sezonie. Mam nadzieję, że będę miała ku temu niejedną okazję.

    odstęp

    odstęp

    odstęp

    fanpage Zosi Nowakowskiej

    Zosia Nowakowska, Mamma Mia!

    Zosię znałam już wcześniej, jednak to rolą Sophie skradła moje serce. Niesamowicie podobała mi się jej kreacja na scenie, urzekły mnie jej wykonania. Cały czas urzeka płyta, której ostatnio często słucham. Bardzo ciekawi mnie też jej nowa rola w Pilotach, po pierwszym opublikowanym singlu czuję, że będzie to naprawdę interesujący tytuł.

    odstęp

    odstęp

    odstęp

    odstęp

    odstęp

    fanpage Wiktorii Jabłońskiej

    Wiktoria Jabłońska, Rapsodia z demonem

    O włos przegrała z Kubą Molędą w kategorii najlepszy głos. Bardzo podoba mi się jej barwa i zdolności wokalne, piosenki Queen nie należą do najłatwiejszych, a poradziła sobie z nimi…śpiewająco. Była dla mnie dużym odkryciem tego spektaklu i liczę, że jeszcze o niej usłyszymy.

    odstęp

    odstęp

    odstęp

    odstęp

    Teatr Muzyczny w Poznaniu

    Marta Burdynowicz, Zakonnica w przebraniu, Piloci

    Marta jest moim najnowszym odkryciem, ostatnio miałam okazję usłyszeć ją w roli siostry Marii Patryk. Piękna barwa głosu, bardzo ciepła. Jak większość z tego zestawienia, będzie grać w Pilotach, na jesieni znajdzie się także w musicalu Nine. Mam nadzieję, że trafię na nią w obu tych produkcjach.

    odstęp

    odstęo

    odstęp

    Moje podium

    Czytaj dalej…