• Kim jest Elfaba i dlaczego wszyscy chcą ją zagrać?

    ElfabaDzięki prowadzeniu bloga i Musicalnym rozmowom miałam okazję poznać fantastycznych aktorów musicalowych. Bardzo lubię rozmawiać z nimi o ich ulubionych musicalach, bohaterach, a przede wszystkim o marzeniach zawodowych. Staram się też docierać do innych wywiadów. Od dłuższego czasu zauważałam, że w tych wymarzonych rolach przewija się jedno imię – Elfaba. Znałam już powoli fabułę Wicked, pojedyncze piosenki, cały czas zastanawiałam się jednak, co takiego kryje w sobie ta zielona czarownica, że wcielenie się w nią jest jednym z najtrudniejszych wyzwań, a zarazem największym marzeniem wielu naszych aktorek musicalowych. Dzisiaj czas na prezentację wniosków. Uwaga – wpis zawiera spoilery, dotyczące fabuły całego musicalu. Jeśli nie chcecie jej poznać w całości, zakończcie czytanie już teraz, a do tekstu wróćcie zaznajomieni z tym znakomitym musicalem.

    Kobieta z charakterem

    Jakie macie pierwsze skojarzenie, kiedy pomyślicie o kobiecych bohaterkach musicali? Słodkie damy, dla których jedynym celem życia jest miłość i oddanie ukochanemu? Czy wręcz przeciwnie, kobiety upadłe, które mężczyzn zwodzą po to, by się nimi zabawić? Częściej są poważne czy zabawne? Inteligentne czy głupiutkie? Oczywiście, ile musicali, tyle różnych kobiecych postaci, jednak Elfaba ma w sobie coś niezwykłego. I nie chodzi tylko o kolor skóry, który od dziecka jest jej przekleństwem. Jest ona niezwykle inteligentną dziewczyną, choć na początku dość naiwną: Kiedy już go poznam, odmieni się los. Już nie będę dziwna dla mieszkańców Oz […] I będę się czuć cudownie, gdy wszyscy będą kochać mnie (Wizard and I, tłum. Dorota Kozielska). Wierzy w to, że świat może się zmienić, że ona może się zmienić.

    Przemiana na scenie

    Czytaj dalej…

  • Jak spełniłam moje marzenie – Wicked

    WickedNa początku roku stworzyłam listę musicalowych marzeń. Znalazło się na niej między innymi dwanaście musicali w ciągu roku (jestem na dobrej drodze, za mną już dziewięć), koncert musicalowy (rewelacyjny), znalezienie idealnego męskiego głosu (nadal szukam). Pierwsze miejsce zajął jednak musical, w którym zakochałam się na długo przed tym, zanim udało mi się zobaczyć go na żywo. Powoli odkrywałam w nim najpierw muzykę, bohaterów, potem całą historię – wszystkie te elementy sprawiły, że gorąco pragnęłam go zobaczyć. Dzisiaj opowiem Wam, jak to marzenie udało się spełnić.

    Po raz pierwszy z Wicked zetknęłam się przy okazji coveru Defying gravity w wykonaniu Studia Accantus (nie, nie płacą mi za reklamę) trochę ponad rok temu. Piosenka nie tylko zachwyciła mnie wykonaniem Sylwii, lecz także, a może przede wszystkim, przesłaniem. Bardzo szybko sięgnęłam po kolejne utwory z musicalu w wykonaniu Studia, potem przeszłam na oryginalny soundtrack i bootlega. Coraz bardziej fascynowała mnie historia Elfaby i Glindy – wiedziałam, że muszę ją zobaczyć na żywo. Wicked to uniwersalna opowieść o odcieniach miłości i wbrew pozorom na pierwszym planie wcale nie jest uczucie między kobietą a mężczyzną, lecz prawdziwa przyjaźń oraz walka o samoakceptację i miłość do siebie. W historii Elfaby w wielu momentach widziałam własną. Mimo marzeń i petycji, na chwilę obecną nie mamy szans na wystawienie tego musicalu w Polsce. Na Broadway aktualnie mnie nie stać, pozostał Londyn. Od początku roku strony z tanimi lotami były stałym punktem historii przeglądarki.

    Przypadkowe kliknięcie

    Jak to zwykle bywa, udało się przez przypadek. W maju moja komputerowa myszka zaczęła się psuć i czasami nie mogłam nad nią zapanować. Zamiast wejść na Facebooka, uciekła mi, klikając w przypiętą do zakładek stronę z tanimi lotami. Chciałam od razu ją zamknąć, jednak moim oczom ukazały się Tanie loty z Poznania do Londynu. Lipiec. Sprawdzam, czy grają wtedy Wicked – grają. Szybki telefon do koleżanki, kilka prób zakupu (płatność odrzuciło mi trzy razy!). I nagle jest. Na moim mailu – potwierdzenie zakupu. Kilka minut wpatrywałam się w ekran. Lecimy do Londynu!!! Dwa miesiące wydawały się odległym czasem, minęły jednak bardzo szybko. W międzyczasie zarezerwowałyśmy nocleg (przez stronę Airbnb – jeżeli jeszcze nie korzystaliście, ten kod da Wam 100 zł zniżki na pierwszą podróż), zaplanowałyśmy, co chcemy zobaczyć. Nadszedł lipiec, a my już stałyśmy na poznańskiej Ławicy w oczekiwaniu na wylot.

    Day seats

    Szok i niedowierzanie pojawiały się na twarzy każdego, komu mówiłam, że nie mamy jeszcze na Wicked biletów, a jest głównym punktem naszej wycieczki. Dlaczego nie kupiłyśmy ich wcześniej? Ze względów finansowych. Na West Endzie istnieją day seats – bilety, które sprzedawane są tylko w dniu spektaklu. Ich główną zaletą jest cena – na Wicked za taki bilet zapłacimy £29,50. I to za pierwszy rząd! Dla porównania bilet w drugim rzędzie kosztuje już £74,75, a najdroższe miejsca nawet £125,00. Przy przeliczeniu na złotówki, daje to astronomiczne kwoty, na które nie mogłam sobie pozwolić, a lecieć specjalnie po to, żeby oglądać spektakl z najtańszego ostatniego miejsca o ograniczonej widoczności? To nie wchodziło w grę. W sobotę, po całych trzech godzinach snu, pod teatrem byłyśmy już o 6:15. Kasę otwierali o 10:00.

    Musicalowi szaleńcy

    Środek wakacji, ciepło, przyjemnie, wygodne miejsce na schodach, pyszna kawa z niedalekiego McDonalda. Myślicie, że czekanie w kolejce jest bardzo męczące? Wręcz przeciwnie. Można poznać niesamowitych ludzi, a ich musicalowe szaleństwa są dużo większe od naszych. W kolejce byłyśmy drugie. Przed nami kobieta, która Wicked widziała dzień wcześniej – ustawiła się jednak w kolejce po 7, a miejsce z boku nie do końca ją satysfakcjonowało. Przyszła więc po raz kolejny, tym razem już przed szóstą. Pojawiła się też wielka fanka musicalu (oczywiście w wickedowej koszulce), która widziała go już chyba kilkanaście razy. Z przyjemnością słuchałam jej opowieści o różnych obsadach i innych aspektach spektaklu. Bardzo przyjemna była też rozmowa z Francuzką, która na Wicked szła czwarty raz, przywiozła też swoją koleżankę, z którą dzień wcześniej dzięki day seats widziały Les Misérables. Z Francji mają tylko dwie godziny statkiem. Jak z tego nie korzystać?

    Najlepsze miejsca

    Z czasem ludzi przybywało, w pewnym momencie w kolejce było kilkadziesiąt osób. Na każdy spektakl są dwadzieścia cztery bilety day seats, a ponieważ w sobotę grane są dwa spektakle, w puli było czterdzieści osiem biletów. Jedna osoba może kupić maksymalnie dwa. Nie wiem, czy wszystkim udało się je dostać. My jednak miałyśmy miejsca na samym środku. Lepszych nie można było sobie wymarzyć.

    Przyznaję, że staram się oszczędzać na biletach na musicale, dlatego zwykle wybieram tańsze miejsca. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak duży błąd popełniałam. Pierwszy rząd w Apollo Victoria Theatre był jak spełnienie marzeń. Świetny widok na scenę, a przede wszystkim na aktorów – ich mimika była wspaniała, a czasem miałam wrażenie, że patrzą prosto na mnie. O obsadzie pisałam Wam w recenzji, dlatego teraz ograniczę się do jednego wniosku: nigdy więcej ostatnich rzędów za najniższą cenę. Mniej jeść, za to zapewniać sobie takie widoki, jak ten.

    The Theatre Cafe

    Czytaj dalej…

  • Everyone deserves a chance to fly – Wicked

    wickedOd dawna marzyłamWicked. Najpierw poznałam polskie wersje piosenek, potem przeszłam do oryginalnego soundtracku, by w końcu zapoznać się z całą historią. Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, aż wyląduję na West Endzie w Apollo Victoria Theatre. O tym, jak do tego doszło, napiszę Wam w oddzielnym wpisie, teraz zapraszam na recenzję Wicked.

    Zielone przekleństwo

    Ludzie rodzą się z różnymi defektami, czasami bez kończyn czy zniekształceni. Jednak przyjście na świat zielonym jest czymś niezwykłym nawet jak na pełną magii Krainę Oz. Takie nieszczęście spotyka Elfabę – dziewczynę, która jest owocem romansu jej matki i tajemniczego nieznajomego. Nie ma w życiu łatwo – ojciec jej nienawidzi, siostra traktuje jak opiekunkę i służącą, ludzie na jej widok uciekają. Jest jednak coś, co czyni ją wyjątkową – magiczne moce, tak potężne, że każdy może ich pozazdrościć. Czy staną się one przepustką do lepszego życia? Czy Czarnoksiężnik z Krainy Oz, najpotężniejszy w ich świecie, czeka właśnie na nią? Czy jest ona w stanie zmienić to, że zwierzęta, w tym jej ukochany nauczyciel, profesor Dillamond, nagle przestają mówić? Co sprawi, że ta wrażliwa dziewczyna, spragniona miłości i dobra na świecie, stanie się najbardziej znienawidzoną czarownicą w całym Oz?

    Musicalowe marzenie

    Elfaba jest bardzo znaną postacią w świecie musicalowym. Nie jest księżniczką, nie jest kryształowa, podczas całego spektaklu zachodzi w niej szereg zmian. Ma w dodatku niesamowicie trudne songi – jest więc marzeniem wielu aktorek i jednocześnie jednym z największych musicalowych wyzwań. Willemijn Verkaik jest w tej roli perfekcyjna. Z pierwszego rzędu miałam niesamowity widok na całą jej postać, a oprócz wspaniałego głosu, zachwyciła mnie jej mimika i gesty. Grymasy wykrzywiające twarz, pełne miłości spojrzenie na Fiyero czy nieudolne ruchy w tańcu i uwodzeniu, każdy szczegół był bardzo dopracowany. Nie inaczej było w przypadku drugiej bohaterki – Glindy, granej przez Suzie Mathers. Zupełne przeciwieństwo Elfaby i mocno przerysowana postać – jej gesty, teksty, zachowanie, które sprawiały, że momentami cała sala leżała ze śmiechu. A jednocześnie ból na jej twarzy powodował, że człowiek miał ochotę wyć razem z nią.

    Inny świat

    Wrażenie robi też scenografia. Wielka bańka, w której z nieba opuszcza się Glinda, ogromna półka z butami Glindy, wspaniałe Emerald City, oszałamiający awatar Czarnoksiężnika, pojawiający się nagle domek Dorotki. I zachwycające kostiumy. Wieśniacy, którzy już na samym początku cieszą się ze śmierci wiedźmy, uczniowie w szkole Elfaby czy mieszkańcy Emerald City – każda postać była tak wielką indywidualnością, której osobowość zdradzał strój, że głowa chodziła mi jak szalona, próbując ogarnąć wzrokiem chociaż przez chwilę każdego, co było niestety niemożliwe. Wspaniałe były sceny zbiorowe, szczególnie scena balu w szkole i piosenka One short dayNie mogę nie wspomnieć o tancerzach, których świetnie zatańczone układy oddawały nastroje panujące w Oz.

    Wicked ideałem?

    Moja recenzja nie będzie miała standardowego podsumowania, bo nie potrafię wybrać. Nie umiem się zdecydować, czy większe wrażenie zrobiła na mnie Willemijn czy Suzie, a może był to świetny w roli Fiyero Oliver Savile. Nie wiem, czy ulubioną piosenką było Defying gravity, ze swoimi oszałamiającymi efektami specjalnymi i potężnym głosem Elfaby, bawiące do łez i urocze Popular, przepiękne As long as you’re mine, w którym ścisnęły mi się wnętrzności, No good deed, w którym twarz Elfaby zmieniała się z minuty na minutę, a tekst piosenki wyśpiewany tym mocnym głosem w połączeniu z muzyką na żywo i dymem sprawiły, że na kilka minut zapomniałam, jak się oddycha. A może wzruszające For good, w czasie którego miałam łzy w oczach i które uważam za najpiękniejszą piosenkę o przyjaźni, jaką kiedykolwiek słyszałam. Tym razem pojawi się tylko ocena ogólna i będzie to po raz pierwszy 10/10. Piękna, dająca do myślenia, historia, opowiedziana i wyśpiewana przez rewelacyjnych wokalnie i aktorsko artystów. Wspaniała, ogromna scenografia, świetne efekty specjalne i dopracowane w każdym calu stroje. Cudowna muzyka, która porusza, wzrusza i bawi. Porywające sceny zbiorowe. Nie mam Wicked nic do zarzucenia. Jest dla mnie synonimem musicalu idealnego. W Londynie za dziesięć dni zmienia się obsada. Jestem ogromną szczęściarą, że udało mi się trafić na tych fantastycznych aktorów. Wiem, że nie był to mój ostatni spektakl. Z pewnością będę chciała zobaczyć Wicked ponownie i to nie tylko jeden raz.

    Szczegóły spektaklu

    Obsada:

    Elfaba: Willemijn Verkaik

    Glinda: Suzie Mathers

    Fiyero: Oliver Savile

    Madame Morrible: Sue Kelvin

    Czarnoksiężnik: Mark Curry

    Nessarose: Sarah McNicholas

    Boq: Idriss Kargbo

    Dr Dillamond: Martin Ball

    Data:

    8.07.2017

    Ocena ogólna: 10/10!!!

    https://www.youtube.com/watch?v=3g4ekwTd6Ig

  • Lipcowy przegląd musicalowy

    lipcowy przegląd musicalowyNadszedł lipiec. Dzisiaj zamknęłam sesję i oficjalnie rozpoczynam… szukanie pracy. Chociaż, szczerze mówiąc, teraz żyję tylko tym, co się wydarzy za kilka dni, czym chwalę się nieustannie od dwóch miesięcy. Spełnię kolejne moje marzenie z listy marzeń. To już trzeci punkt z niej, a dopiero początek lipca. Przede mną dziewiąty musical w tym roku, ten najbardziej wymarzony i wyczekany. Zobaczę Wicked. Już za kilka dni czeka mnie cudowny weekend w Londynie (spodziewajcie się obszernej relacji na Facebooku i Instagramie). Jednak zanim to nastąpi, przyjrzyjmy się ofertom naszych rodzimych teatrów. Nie jest zbyt duża, jednak nie wszystkie teatry mają już przerwę wakacyjną. W jednym nawet czeka nas premiera. Zapraszam na Lipcowy przegląd musicalowy.

    Warszawa

    Teatr Dramatyczny w Warszawie zaprasza na premierę nowego musicalu Kinky Boots. Zobaczymy w nim też Cabaret.

    Gdynia

    Teatr Muzyczny w Gdyni w wakacyjnym secie pokaże nam Notre Dame de Paris.

    Kraków

    Teatrze Variéte załapiemy się jeszcze na dwa spektakle Legalnej Blondynki.

    I to niestety wszystko w Lipcowym przeglądzie musicalowym. Można napisać, że teatry odpoczywają, ale nic bardziej mylnego, ponieważ w większości trwają intensywne próby do jesiennych premier. Już od września ruszą z kopyta. Mam już bilet na Pilotów i ogromną nadzieję, że nie będzie to jedyny nowy musical w tym roku.

    A skoro tym razem tak krótko, to podrzucę Wam jedną z moich ukochanych, wickedowych piosenek.

    Wybieracie się na coś w lipcu czy odkładacie pieniądze na jesienne musicalowe szaleństwo?

  • Janek Traczyk: chciałbym wystawić swój musical

    janek traczykCzaruje widzów w Notre Dame de Paris jako Gringoire, zmusza do refleksji jako Jan w Metrze, a już niedługo będzie podbijał serca jako Jan w Pilotach. Opowiada o musicalu, który chciałby wystawić, transformacji z jednego Jana w drugiego i co ma wspólnego ze skrzekiem rozjeżdżanej walcem żaby. Czerwcowa musicalna rozmowa, moim gościem jest Janek Traczyk. Zapraszam.

    Musicalna: Jakbyś miał nieograniczone fundusze, jaki musical wystawiłbyś w Polsce?

    Janek Traczyk: Wystawiłbym swój musical. W tym momencie mam napisany jeden jako pracę magisterską na kompozycji, którą kończyłem dwa lata temu na Uniwersytecie Muzycznym. Prawdopodobnie wystawiłbym ten musical albo zebrał ekipę i od podstaw stworzył coś zupełnie nowego. Na pewno miałby moją muzykę, pewnie wziąłbym też w nim udział. Generalnie, jestem zwolennikiem tworzenia nowych rzeczy. Wiadomo, uwielbiam grać we wszystkich tych pięknych musicalach, które już zostały stworzone, ale ostatecznym moim celem jest to, żeby śpiewać swoje piosenki i wystawiać swoje sztuki. Mówiąc swoje, mam na myśli głównie pisanie muzyki, tudzież miewam też pomysły na historię czy na scenariusz, raczej pisania tekstów musicalowych się nie podejmuję. Wynająłbym wtedy ogromny teatr, zgromadził mnóstwo zdolnych pasjonatów i stworzylibyśmy coś pięknego, mam nadzieję.

    Opowiesz historię z Twojego musicalu?

    U nas na uczelni pisało się głównie muzykę awangardową, klasyczną, dość dziwną, a mnie ten kierunek nie do końca odpowiadał. W pewnym momencie stwierdziłem, że napiszę to, co mi w duszy gra, a nie to, co na uczelni jest uznawane za dobre. Mój profesor na szczęście mnie w tym wsparł, powiedział: świetnie, pisz to, a ja w razie czego cię wybronię. Więc, wraz z twórcą tekstów Piotrem Orychem, napisałem musical. Na pewno jest troszeczkę inspirowany wieloma musicalami, które mnie w ówczesnej chwili otaczały, np. Metrem. To historia o artystach, młodych twórcach i wykonawcach, którzy z różnych względów zdecydowali się dołączyć do tajemniczego Klubu – świątyni sztuki, miejsca, gdzie każdy artysta chciałby grać. Łączy ich to, że postanowili poświęcić się sztuce w pełni, ponieważ decyzja o wstąpieniu do Klubu podejmowana jest na całe życie.

    Klub to tajemnicze miejsce – połączenie Hogwartu, ascetycznego zakonu i elitarnego teatru. Jest to jednocześnie metafora totalnego oddania się sztuce, pracy, karierze – tak częstego w dzisiejszych czasach. Członkowie Klubu sami tworzą swoje sztuki, występują w nich i oczywiście codziennie odgrywają je przed ludźmi – przed śmietanką, elitą, bogaczami, koneserami sztuki, którzy każdego dnia się zjawiają, aby przeżyć, wejść w sztukę, prawdziwą, głęboką, dotykającą duszy, wynikającą z pasji, z czystej radości występowania i przekazywania widowni swoich emocji. Oczywiście ci ludzie, którzy dołączyli do tego tajemniczego miejsca, jak to zwykle u ludzi bywa, jak już gdzieś się znajdą, to tęsknią do tego, co było poprzednio. Nagle zaczynają dostrzegać wartość tego, co porzucili, czyli takiego zwykłego, szarego życia, którego doświadczamy codziennie: droga do pracy, korki, spóźniony autobus, zakupy w supermarkecie, spotkania z rodziną itd. Tego wszystkiego zaczyna im brakować, o tym też śpiewają, o naszej codzienności. Do tego miejsca dołącza młody chłopak, na razie nazywamy go Nowy. Jak to zwykle bywa w każdym musicalu, jest tam wątek miłosny, być może w tym będzie on dość nietypowy, i intryga, o której też za dużo nie powiem, która wiąże tę akcję. Jak to zwykle bywa w teatrach: ktoś kogoś nienawidzi, ktoś kogoś chce podkopać, ktoś zazdrości komuś pozycji, ktoś się w kimś kocha, tego typu relacje. I to jest wersja, że nie za dużo zdradzam, a coś już wiadomo.

    A z klasyki musicalu? Jaki jest najlepszy musical, który widziałeś, a którego nie ma w Polsce?

    Czytaj dalej…

  • Wyginam śmiało ciało – Madagaskar

    musical Madagaskar
    źródło: Teatr Muzyczny w Poznaniu

    Już od jakiegoś czasu ciągnęło mnie na musicale dla dzieci. Byłam ciekawa, jaką mają formę, jak angażują młodych widzów i czy dorosły może coś z nich wynieść. Bardzo się ucieszyłam, kiedy dowiedziałam się, że Teatr Muzyczny w Poznaniu przygotowuje musical Madagaskar. Połączył go z akcją Bilet do teatru za 500 groszy i po odstaniu swojego w kolejce do kasy, udało się zdobyć bilety w tej oszałamiającej cenie. Czym zachwycił mnie Madagaskar, a czym zaskoczył Król Julian? Zapraszam na recenzję.

    Ludzkie zwierzęta

    Film należy już do pewnego rodzaju klasyków filmów animowanych. Kto z nas nie zna szalonych Pingwinów z Madagaskaru albo nigdy nie widział Króla Juliana? Te charakterystyczne zwierzęta widzimy nie tylko na ekranie, lecz także na sklepowych półkach. To było pierwsze wyzwanie postawione przed twórcami – kostiumy. Trzeba przyznać, że spisali się wzorowo. Pierwszy raz miałam okazję oglądać aktorów przebranych za zwierzęta. W musicalu to nic odkrywczego, wystarczy spojrzeć chociażby na Króla Lwa albo Tarzana, jednak dla mnie było to coś nowego. Aktorzy, wcielając się w zwierzę, muszą poruszać się zgodnie ze specyfiką danego gatunku. Wystarczy jednak spojrzeć na drobne kroczki pingwinów czy ciężkie ruchy hipopotamicy Glorii, żeby wiedzieć, że to zdecydowanie im się udało.

    Uważaj na marzenia

    Znacie cytat „Uważaj na marzenia, bo mogą się spełnić”? Idealnie pasuje do całej historii. Zebra Marty, podobnie jak większość innych zwierząt w zoo, nie zna życia na wolności, co nie przeszkadza mu o nim marzyć. Kiedy w dniu urodzin udaje mu się uciec z zoo, jego przyjaciele: lew Alex, hipopotamica Gloria i żyrafa Melman ruszają za nim. Cały Nowy Jork przeżywa ucieczkę dzikich zwierząt, próbując odstawić uciekinierów na miejsce. Kiedy w końcu udaje się je złapać, są przekonane, że przenoszą je do innego ogrodu. Jednak, w trakcie podróży, w wyniku wypadku (lub raczej: pingwinów), trafiają na Madagaskar. Raj na ziemi? Niezupełnie. Bo co to za raj, w którym Alex nie dostanie codziennej porcji świeżego steku?

    Król jest tylko jeden

    Czytaj dalej…

  • Moje ulubione damskie głosy musicalowe

    ulubione-glosy-musicaloweJak być może zauważyliście w recenzjach, przy końcowej ocenie musicalu pojawia się kategoria ulubionego głosu. Czasami pokrywa się on z ulubionym aktorem, czasem nie. Jakie mam kryterium przy wybieraniu? Wyłącznie moje własne uczucia. Zdarzają się głosy, które zapierają mi dech w piersiach i słucham ich jak zauroczona. Dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami moimi ulubionymi. Są to artystki, które widziałam na żywo w ostatnim czasie. W tym wpisie nie biorę pod uwagę ich umiejętności aktorskich czy tanecznych. Tylko głos. Jesteście ciekawi? Przyznałam kilka wyróżnień i stworzyłam moje prywatne podium. Zapraszam.

    Wyróżnienia

    fanpage Marty Wiejak

    Marta Wiejak, Rodzina Addamsów, Evita, Piloci

    Po raz pierwszy miałam okazję usłyszeć Martę w Rodzinie Addamsów. Zachwyciła mnie kreacją Morticii i swoim głosem. Całkiem inną oglądałam ją później w Evicie (uważam, że jest najlepszą odtwórczynią tej roli w Poznaniu). Lubię słuchać jej nagrań, również tych z musicalu Jekyll&Hyde, w którym niestety na nią nie trafiłam (z przyczyn niezależnych zmieniono obsadę). Bardzo liczę na to, że uda mi się usłyszeć ją w roli Lucy, zanim spektakl zostanie zdjęty z afisza. Ciekawie zapowiadają się też Crazy for youPiloci, w których również będzie można ją zobaczyć w nowym sezonie. Mam nadzieję, że będę miała ku temu niejedną okazję.

    odstęp

    odstęp

    odstęp

    fanpage Zosi Nowakowskiej

    Zosia Nowakowska, Mamma Mia!

    Zosię znałam już wcześniej, jednak to rolą Sophie skradła moje serce. Niesamowicie podobała mi się jej kreacja na scenie, urzekły mnie jej wykonania. Cały czas urzeka płyta, której ostatnio często słucham. Bardzo ciekawi mnie też jej nowa rola w Pilotach, po pierwszym opublikowanym singlu czuję, że będzie to naprawdę interesujący tytuł.

    odstęp

    odstęp

    odstęp

    odstęp

    odstęp

    fanpage Wiktorii Jabłońskiej

    Wiktoria Jabłońska, Rapsodia z demonem

    O włos przegrała z Kubą Molędą w kategorii najlepszy głos. Bardzo podoba mi się jej barwa i zdolności wokalne, piosenki Queen nie należą do najłatwiejszych, a poradziła sobie z nimi…śpiewająco. Była dla mnie dużym odkryciem tego spektaklu i liczę, że jeszcze o niej usłyszymy.

    odstęp

    odstęp

    odstęp

    odstęp

    Teatr Muzyczny w Poznaniu

    Marta Burdynowicz, Zakonnica w przebraniu, Piloci

    Marta jest moim najnowszym odkryciem, ostatnio miałam okazję usłyszeć ją w roli siostry Marii Patryk. Piękna barwa głosu, bardzo ciepła. Jak większość z tego zestawienia, będzie grać w Pilotach, na jesieni znajdzie się także w musicalu Nine. Mam nadzieję, że trafię na nią w obu tych produkcjach.

    odstęp

    odstęo

    odstęp

    Moje podium

    Czytaj dalej…

  • Czerwcowy przegląd musicalowy

    czerwcowy-przeglad-musicalowyNadszedł czerwiec. Wam też czas tak szybko płynie? Wydaje mi się, że ten rok dopiero się zaczął, a już jesteśmy w połowie. I na końcu, jak powiemy w kontekście teatrów, bo w większości to właśnie w czerwcu kończy się sezon. Mamy więc ostatnie szanse, żeby zobaczyć spektakle przed wakacyjną przerwą. Zapraszam na Czerwcowy przegląd musicalowy.

    Poznań

    Teatr Muzyczny w Poznaniu zamyka sezon już w pierwszej połowie miesiąca. Na początku zakończyła się Zakonnica w przebraniu, przed nami jeszcze ostatnie spektakle Madagaskaru i set Skrzypka na dachu.

    Gdynia

    Teatr Muzyczny w Gdyni pokaże nam jeszcze musical Ghost.

    Warszawa

    Teatr Muzyczny Roma zaprasza na ostatnie spektakle Mamma Mia!. Tytuł schodzi z afisza, od października zastąpią go Piloci. Na Novej scenie możemy zobaczyć Pięć ostatnich lat, a także musicale dla dzieci: Księgę DżungliMałego Księcia. Studio Buffo zaprezentuje Piotrusia Pana, Romea i Julię, PolitęMetro. Teatr Rampa zagra Rapsodię z demonem, a dla dzieci przewidziane są Książę czy żebrakAwantura o Basię. W Teatrze Komedia Pierwsza randka, w Teatrze Dramatycznym Cabaret. Warto też wspomnieć o Śródmiejskim Teatrze Muzycznym, który na czerwiec zaplanował premierę musicalu Footloose. Spektakl będzie można zobaczyć w Teatrze Palladium.

    Kraków

    Teatr Variéte pokaże Legalną Blondynkę. Można w nim zobaczyć także spektakle Autorskiej Szkoły Musicalowej Macieja Pawłowskiego: Brodę Pana KleksaGrease.

    Łódź

    Teatrze Muzycznym w Łodzi przed nami jeszcze Skrzypek na dachuJesus Christ Superstar.

    Wrocław

    Teatr Capitol zaprasza na Trzech Muszkieterów oraz Mistrza i Małgorzatę.

    Lublin

    Do Teatru Muzycznego w Lublinie wybierzemy się na Skrzypka na dachu.

    Chorzów

    Teatrze Rozrywki w Chorzowie na afiszu Jekyll and HydeBulwar Zachodzącego Słońca.

    Bielsko-Biała

    Teatr Polski w Bielsku-Białej gra Człowieka z La Manczy.

    W Czerwcowym przeglądzie musicalowym to wszystko. W tym miesiącu byłam na musicalu już na samym początku, widziałam Zakonnicę w przebraniu. Recenzja wkrótce. Co chcecie zobaczyć, zanim nadejdą wakacje?

  • Accantus na żywo: Sylwia Banasik

    recital-sylwii-banasikStudio Accantus poznałam trochę ponad rok temu. Wokaliści Studia od razu mnie zauroczyli swoimi wykonaniami oraz pasją do tego, co robią. Nie mogłam przegapić okazji, żeby usłyszeć ich na żywo i się z nimi spotkać. Na pierwszy recital pojechałam niecałe trzy miesiące później. Wróciłam z niego zachwycona. W zeszłym tygodniu byłam po raz kolejny. To był już mój czwarty recital z serii Accantus na żywo, po raz drugi był to recital Sylwii Banasik. Zapraszam na recenzję.

    Kontakt z publicznością

    Recitale Accantusa trudno nazwać kameralnymi, jest na nich kilkaset osób, ale właśnie takie mam zawsze odczucie – jakbym była na małym, zamkniętym wieczorze z gwiazdami. Już od samego początku Sylwia starała się nawiązać kontakt z publicznością, zagadując, rzucając żarcikami. Nie inaczej zachowywali się jej goście, bo warto wspomnieć, że artysta nigdy nie jest podczas takiego występu sam, zawsze pojawiają się inni wokaliści, których tak dobrze znamy z kanału na YouTubie. To, co mnie zawsze fascynuje, to relacje między nimi. Po tych ludziach widać, że naprawdę bardzo się lubią i cieszy ich to, co robią. Ta radość udziela się także widzom.

    Recital ma charakter musicalowo-bajkowy, chociaż u Sylwii to musical gra pierwsze skrzypce. Brawurowo zaczęła od piosenki BellePięknej i Bestii, czym zaskoczyła całą publiczność. Następnie zgrabnie przechodziła przez różne hity, takie jak Kolorowy wiatrPocahontas, Wilcza zamieć czy Wyśniłam senNędzników. Aktorsko świetnie wypadła też w piosence Czas na grzech z serialu musicalowego Smash, w której pokazała całkiem inne oblicze niż to, które znaliśmy do tej pory.

    Wciąż masz jeszcze czas

    Macie takie piosenki, dla których jesteście w stanie pojechać na koniec świata? Takie, które Was poruszają, wywołują ciarki, sprawiają, że coś w Was pęka? Tak się czułam, kiedy w zeszłym roku po raz pierwszy usłyszałam Masz jeszcze czas z musicalu Once w wykonaniu Sylwii Banasik i Pawła Izdebskiego. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się wtedy płakać na koncercie. Od tamtego momentu zawsze to na tę piosenkę czekam najbardziej. Nie sądziłam, że można ją wykonać jeszcze piękniej. A jednak. Wystarczy dołożyć skrzypce rewelacyjnej Magdy Laskowskiej. Trudno opisać emocje, jakie się budzą w człowieku, kiedy słyszy coś tak pięknego. Z moich rozmów z ludźmi po koncercie wynikło, że nie byłam jedyną osobą, która w oczach miała łzy.

    Dobrą być nie popłaca?

    Czytaj dalej…

  • Maciek Podgórzak: chciałbym zostać czarnym charakterem

    maciek-podgorzak
    fot. Piotr Manasterski

    Jak usłyszycie Czas Katedr w jego wykonaniu, wgniecie Was w fotel. Obdarzony niesamowitym głosem, a przy tym bardzo pracowity. Jako dziecko bardzo bał się występów publicznych, zadebiutował rolą drzewa w Shreku i marzy o tym, żeby zostać kiedyś zimnym draniem. Na scenie oczywiście. Gościem Majowej musicalnej rozmowy jest Maciek Podgórzak. Zapraszam.

    Musicalna: Pamiętasz moment, w którym postanowiłeś zostać aktorem?

    Maciek Podgórzak: Spodziewałem się tego pytania na samym początku (śmiech). Takich momentów było kilka. Tym przełomowym, w którym stwierdziłem, że na pewno chcę iść w tę stronę, był koniec gimnazjum. Nastawiałem się pod kątem profilu klasy w liceum i zaangażowania się w różne działalności, czy to w szkolne zajęcia teatralne, czy też później w Centrum Kultury i Sztuki w Siedlcach. Myślałem o tym od najmłodszych lat, bo zawsze miałem kontakt z teatrem. W podstawówce mieliśmy grupę Baj bajka prowadzoną przez Panią Zofię Sitkiewicz. Chociaż podobno w przedszkolu tego nie lubiłem. Jak kazali mi powiedzieć wierszyk, to płakałem i wychodziłem z sali, ale tego nie pamiętam. To mama mi mówiła: jestem zdziwiona, że jesteś aktorem, bo kiedyś strasznie się przed tym broniłeś. W podstawówce myślałem o tym bardziej jak o hobby, nie wiedziałem za bardzo, czy się do tego nadaję i czy będzie to mój sposób na życie. Wiadomo, co się mówi o aktorach, jest taki kawał: co różni balkon od aktora? Balkon jest w stanie utrzymać czteroosobową rodzinę. Zawsze miałem to jakoś z tyłu głowy, ale raczej się tym nie przejmowałem. Rodzice też mnie nie zniechęcali do takiego wyboru. Nie byli może zachwyceni, bo się martwili, jak to rodzice, ale jak już zobaczyli, ze jestem zdeterminowany, okazali mi dużo wsparcia i zrozumienia. Raz tylko ojciec powiedział mi żartobliwie: Cóż, jakbyś poszedł na medycynę, to przynajmniej miałbyś pewną pracę, a tak pójdziesz na aktorstwo i będę musiał Cię utrzymywać. Głównie kierowałem się tym, żeby robić to, co lubię w życiu. Pod koniec gimnazjum byłem już pewien. Potem ogromny wpływ na mnie mieli ś.p. Pan Andrzej Meżerycki i Pan Waldemar Koperkiewicz. To dzięki nim, po wcześniejszych warsztatach, znalazłem się Teatrze Es w Centrum Kultury i Sztuki w Siedlcach.

    To były początki Twojej drogi?

    Tak. Działalność w CKiS utwierdziła mnie, że to jest to. Bardzo szybko wszedłem do spektaklu Droga na podstawie tekstów Karola Wojtyły w reżyserii i adaptacji Andrzeja Meżeryckiego z muzyką Waldemara Koperkiewicza. Przy pierwszym spektaklu, kiedy pierwszy raz stanąłem na scenie, wiedziałem, że to jest to, co chcę robić. Dalej starałem się, żeby to marzenie spełnić.

    Jak to wyglądało?

    Początkowo zakładałem, że będę zdawał do szkół teatralnych w Warszawie i Krakowie. Generalnie myślałem, że będę zdawał wszędzie gdzie się da, ale przestraszyła mnie strona internetowa PWST we Wrocławiu. Jak usłyszałem, że musimy przyjść na egzamin w trykocie baletowym i jak sobie wyobraziłem siebie w nim, to szybko zawęził się mój wybór (śmiech). Potem dowiedziałem się, że to nieprawda, bo tak samo wyglądało to w Gdyni. Chodziło o to, żeby sprawdzić sylwetkę, predyspozycje ruchowe, plastyczność ciała. Zresztą, jako aktorzy często musimy się przebierać w rzeczy, których nikt inny nie nosi (śmiech), trzeba się też na to nastawić. W drugiej liceum siostra cioteczna wysłała mi link z wiadomością o castingu do Studio Buffo w Warszawie. Poprosiłem swojego ówczesnego nauczyciela, Janusza Malinowskiego, który jako pierwszy namówił mnie do śpiewania, o pomoc w przygotowaniach. Poszedłem na ten casting. Później okazało się, że to był casting do grupy warsztatowej, która miała swoje zajęcia w każdy weekend, potem były następne warsztaty wakacyjne i po nich zaproponowano mi umowę. Zagrałem m. in. w Metrze, Ukochanym kraju i kilku koncertach. Ta przygoda szybko się jednak skończyła. Dzisiaj wiem, że to był taki okres, w którym totalnie nie zdawałem sobie sprawy, ile wyrzeczeń i wysiłku trzeba włożyć w ten zawód, ile to nieustannej pracy nad swoimi umiejętnościami. Z perspektywy czasu wiem, że były one niewystarczające na profesjonalną scenę. Byłem wtedy w klasie maturalnej i to wszystko mnie przytłoczyło. Na koniec liceum zdawałem tylko i wyłącznie do Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, niestety z negatywnym skutkiem. W sumie nie takim negatywnym, bo studiowałem przez rok socjologię na Uniwersytecie Warszawskim i na tym etapie mojego życia dowiedziałem się o szkole w Gdyni.

    Wcześniej jeszcze miałeś do czynienia z siedleckim zespołem Caro Dance.

    Tak. Miałem 7 lat, kiedy poszedłem na pierwsze zajęcia i to trwało jakieś trzy lata. Wiadomo, że grupy dziecięce mają zupełnie inny poziom tańca niż to, co oglądamy w programach typu You can dance czy w teatrach muzycznych, ale dzisiaj bardzo to doceniam. Mimo wszystko tak wczesny kontakt z tańcem pod okiem Iwony Orzełowskiej dużo mi dał, jeżeli chodzi o myślenie o ruchu na scenie. Dopiero później zobaczyłem, jak to zaowocowało. Do dziś zresztą czerpię radość z tańca. Z pewnością jest mi on bliski, szczególnie, że w musicalu jest to bardzo ważna dziedzina sztuki.

    Co wpłynęło na to, że zdecydowałeś się zdawać do Gdyni?

    Czytaj dalej…