podróż musicalowa
fot. Dorota Jurek/Kulturalne Media

Kiedy tylko zobaczyłam ogłoszenie o tym koncercie, wiedziałam, że muszę się pojawić na Podróży musicalowej. Po pierwsze, Jarek Kozielski, na którego Wieczorze z bajki świetnie się bawiłam, po drugie Rafał Supiński, którego zostałam wielką fanką po Upiorze w Operze. W dodatku dość niecodzienne połączenie, bo rzadko się zdarza koncert, na którym występuje dwóch panów. Z niecierpliwością oczekiwałam, co z tego wyniknie.

Podróż musicalowa

A wynikło coś niesamowitego. Przede wszystkim atmosfera. Bywałam już na wielu koncertach musicalowych, a jednak zachwyciła mnie ta relacja, która nawiązała się pomiędzy artystami a publicznością. Nie było muru między sceną a widownią. Była tylko niesamowita radość wspólnie spędzonego czasu. Artyści, bardzo swobodni na scenie, co chwila rzucali żartami, na które publiczność reagowała śmiechem. Fantastycznie też zaangażowała się we wspólne śpiewanie utworu Aldolfo. Radość jednak nie byłaby pełna, gdyby nie głosy.

Każdy utwór to mała sztuka

Bo głosy obu panów są cudowne. ”Spotkało się dwóch barytonów i postanowili razem pośpiewać” – w pewnym momencie takie słowa padły ze sceny, a publiczność z radością przyklasnęła. Jednak Kozielski i Supiński to nie są tylko głosy (swoją drogą jedne z moich ulubionych), to prawdziwi Artyści. Miałam szczęście siedzieć w pierwszym rzędzie, więc mogłam obserwować ich mimikę. Zachwycało mnie to, co pokazują przy każdym utworze. To nie był zwykły koncert, za każdym razem mieliśmy małą sztukę. Kiedy Rafał śpiewał Pusty stół i puste krzesła był Mariusem, z całym bólem tego bohatera i tak przejmującym spojrzeniem, że publika zastygła, by po skończeniu piosenki przez kilka minut nie ustawać w gromkich brawach. Kunsztem dorównywał mu Jarek, który chwilę później stał się Javertem.

Poznaj historię musicalu

Podróż musicalowa to nie tylko wspaniałe utwory, to też droga przez historię musicalu. Mieliśmy okazję dowiedzieć się więcej o konkretnych tytułach, tych sprzed kilkudziesięciu lat, o których część z nas nawet nie słyszała, jak też i o klasykach musicalowego świata. Opowieści panów czarowały tak bardzo, że nikt nie miał ochoty wyjść z tego spotkania, a duży wpływ na całokształt miała także fantastycznie akompaniująca Karina Komendera. Gromkie brawa i bisy trwałyby zapewne jeszcze długo, gdyby nie pociąg, na który jeden z panów bardzo się śpieszył. Kiedy to ogłosił, odniosłam wrażenie, że nagle na sali niespotykanie wzrosła niechęć do PKP.

Najlepsze zakończenie sezonu

Podróż musicalowa zakończyła mój sezon teatralny, a było to najlepsze zakończenie, jakie mogłabym sobie wymarzyć. Było radośnie, miło, a jednocześnie poziom artystyczny był tak wysoki, że każdy utwór był miodem na moje uszy. Tych dwóch panów mogłabym słuchać i słuchać bez końca. I z każdą kolejną minutą sprawiałoby mi to coraz większą przyjemność.

Byliście na Podróży musicalowej? Jak Wasze wrażenia? Już pierwszego września powtórka, tym razem w Krakowie. Wybieracie się?