Nie bywam na musicalach dla dzieci. Nie dlatego, że nie mam dziecka, chociaż wtedy pewnie bywałabym znacznie częściej, ale głównie z tego powodu, że mimo kilku lat moich musicalowych podróży, nadal mam wiele spektakli dla dorosłych do nadrobienia. W związku z tym na te dziecięce decyduję się niezwykle rzadko. Czasem przez przypadek – jak było z poznańskim Madagaskarem, na który kupiłam bilet za 500 gr, innym razem przez obsadę – w przypadku łódzkiego Madagaskaru, do którego skutecznie przyciągnęła mnie grająca w nim Marta. Trochę też obsada zaważyła na ostatnim wyborze, czyli Przypadkach Robinsona Crusoe w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Wyszłam z niego przekonana o jednej ważnej rzeczy – że na musicale dla dzieci i młodzieży muszę chodzić zdecydowanie częściej.

Jakub Szydłowski wziął na tapet Przypadki Robinsona Crusoe i zrobił je po swojemu. Historię nie tyle unowocześnił, ile przeniósł ją w przyszłość. I tak oto Robinson nie pływa statkiem po oceanie, a lata statkiem kosmicznym. Jest przetrzymywany przez łowczynię niewolników nie na obcej wyspie, a na obcej planecie. Niewolników więzi już technologia. A Piętaszek jest niebieskoskórym mieszkańcem nieznanej Robinsonowi planety.

Nowa wersja klasycznej historii

Książki od lat inspirowały twórców, bo szczególnie te znane i lubiane są świetnym materiałem na libretto. Wizja romowskich Przypadków Robinsona Crusoe zdecydowanie mnie przekonała. Zaczynając od niesamowitej scenografii, której prawdę mówiąc – niemal nie ma. Nova Scena w Romie nie daje zbyt dużego pola do popisu, więc twórcy postawili na coś innego – skoro nie damy tego wzrokowi, podarujmy wyobraźni. I tak jeden obiekt na środku staje się więzieniem, wyspą, mieszkaniem. Obraca się, co zmienia jego ułożenie, a resztę robią światła i dodatkowe elementy, które od czasu do czasu pojawiają się na scenie – jak na przykład fotele w roli kapsuł kosmicznych.

W całym tym minimalizmie zachwyca mnie właśnie to, że młodego widza zmusza do myślenia, do dopowiadania sobie i do wyobrażania tego, czego nie widzi. A to, co widzi, jest też wspaniałe pod innym kątem – charakteryzatorskim. Świetne są kostiumy, szczególnie niebieskoskórych mieszkańców obcej planety, tak samo jak ich makijaże i charakteryzacja. Upływ lat na twarzy Robinsona też jest bardzo widoczny. Spektakl czaruje też muzycznie.

Wiele ról, a każda doskonała

Co mnie jednak ze wszystkiego zachwyciło najbardziej to obsada. Pierwszy raz spotkałam się ze spektaklem, w którym jeden aktor odgrywa kilka ról. I co ciekawe – w każdej wypada świetnie. Na scenie jest pięć osób, które tworzą kilkanaście postaci. Jedynie Robinson od początku do końca jest Robinsonem – pozostali zmieniają się niemal w każdej scenie. Na początku muszę wspomnieć o jedynej w tym zestawieniu kobiecie, czyli Anastazji Simińskiej. Na początku dość mało wyrazista narzeczona Robinsona, następnie członek załogi, z którą główny bohater wyrusza, później staje się łowcą niewolników – bezwzględną, apodyktyczną przywódczynią, która stara się podporządkować sobie Robinsona. W tej odsłonie podobała mi się najbardziej. W drugiej części zostaje oddaną żoną Lilu, czekającą na męża i cały czas przekonaną o tym, że jej ukochany żyje. Walczy z przeciwnościami i o swoją miłość. W tym wcieleniu ma też przepiękną solówkę. Pozostali panowie ani trochę od niej nie odstają. Paweł Mielewczyk jako Robinson sprawdził się świetnie. Widać, co dzieje się z jego bohaterem pod wpływem samotności, a potem jaki się staje, kiedy nagle czuje władzę i zaczyna traktować Piętaszka jak niewolnika. Przemiana Robinsona jest widoczna nie tylko fizycznie, lecz także w sferze emocjonalnej. Cudowna jest też kreacja Piętaszka, czyli Michała Piprowskiego, która bawi w jego początkowej nieporadności, a potem wzrusza. Równie dobrze spisują się pozostali panowie – Wiktor Korzeniowski i sam reżyser, czyli Jakub Szydłowski.

Przypadki Robinsona Crusoe to opowieść dla dzieci i młodzieży, która zachwyci też dorosłych. Jest świetnie zrealizowana, pięknie przygotowana aktorsko i muzycznie, a przede wszystkim ma przesłanie. Uczy widzów, jak ważne są relacje międzyludzkie, pokazuje też, że nikt nie jest samotną wyspą, a miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko.