sylwia banasik accantusWitam Was serdecznie w drugiej części marcowej Musicalnej rozmowy. Pierwszą możecie przeczytać tutaj. Tym razem Sylwia Banasik opisuje swoją przygodę ze Studiem Accantus, opowiada o kontaktach z fanami i – po raz pierwszy – o swoim dubbingowym debiucie. Zapraszam na wywiad.

Musicalna: Studio Accantus. Jak tam trafiłaś?

Sylwia Banasik: Byłam w Studiu Accantus zanim w ogóle zaczęło istnieć. Poznałam Bartka (reżysera studia), kiedy był jeszcze młodym chłopaczkiem, dzieciaczkiem. Połączyła nas wspólna pasja, którą odkrywaliśmy w Teatrze Tańca i Muzyki Tintilo. Pewnego dnia Bartek stwierdził, że będzie nagrywać i pożyczył od taty mikrofon. Pierwsza piosenka, którą razem nagraliśmy, pochodziła z Tańca Wampirów. Zaśpiewałam ją w duecie z jego bratem Jarkiem Kozielskim. On grał wampira von Krolocka, a ja Sarę i było to sławne Na orbicie serc. Od początku bardzo mi się to spodobało, wtedy nagrania puszczaliśmy głównie rodzicom, ku ich uciesze. I tak nam popołudnia mijały na nagrywaniu. Piosenek nie do opublikowania i nieopublikowanych jest wiele. Zanim zaczęliśmy myśleć o tym, żeby je pokazywać światu, minęło trochę czasu. Najpierw wrzucaliśmy nagrania audio, dopiero później wideo, wtedy ruszył z kopyta kanał youtubowy. Od początku to była zajawka i fajna zabawa, a teraz zaczęło się to przeradzać w naszą pracę. Nie może być nic lepszego, bo robimy to, co lubimy.

Która piosenka była najbardziej wymagająca, sprawiła najwięcej trudności?

Bartek na pewno znałby odpowiedź na to pytanie w trybie natychmiastowym (śmiech). Na pewno najcięższe są takie nagrania, które trzeba zrobić, a jest się chorym albo ma się gorszy  dzień. Wiadomo – środa jest bezlitosna. Jest raz w tygodniu i nie ma możliwości jej przesunąć. Nauczeni doświadczeniem staramy się robić nagrania z wyprzedzeniem, ale nie zawsze się to udaje. I tak było z milionowym Tylko jedno życie masz. Byłam chora, miałam zapalenie krtani, zebrałam się w sobie i jakoś zaśpiewałam, ale pamiętam, że dużo mnie to kosztowało. Wiadomo, są piosenki, nad którymi musimy trochę bardziej popracować, w których mamy problemy. A są też takie, które pasują do nas jak plasterek i zdarza się nagrać całość w jednym ujęciu. Nie ma na to reguły.

Masz swoją ulubioną?

Wszystkie są ulubione. Nie ma takiej, której nie lubię. Wydaje mi się, że tak bardzo lubię śpiewać i lubię muzykę w różnych stylach, że w każdej z nich odnajduję coś, co mi się podoba i co sprawia, że chcę ją wykonywać. Były piosenki, które usłyszałam i pomyślałam sobie: nieee, co to jest, jakieś to słabe, takie nudne albo wolne, smęcące – nie. Ale zawierzyłam Bartkowi i jeszcze nigdy nie pożałowałam. Tak było na przykład z Wiedźminem. Przyznam szczerze i przepraszam, jeśli kogoś urażę, ale gdy usłyszałam Pieśń Priscilli, to myślałam, że to psalm. Dopiero po kilku prześpiewaniach zaczęła mi się podobać, a dziś nie wyobrażam sobie, że mogłabym jej nie nagrać.

Miałaś tak, że usłyszałaś jakąś piosenkę i mówisz: Bartek, mogę to nagrać?

Tak. Moim pomysłem było nagranie piosenki z Rogatego rancza – Czy nastanie znów świt. Jest sporo piosenek, które proponowałam, ale najczęściej jest tak, że to Bartek wybiera materiał. Każdy z wokalistów może sugerować, co by chciał nagrać, jednak to on podejmuje ostateczną decyzję.

Zawsze widzisz filmiki z Tobą, zanim wejdą w środę?

Nie zawsze. Czasem oglądam je wcześniej, ale było też kilka takich śród, że powiedziałam Bartkowi: doooobra, zobaczę jak już wrzucisz (śmiech). Zwykle jest tak, że podglądam filmiki w trakcie realizacji i mam świadomość tego, jak będzie wyglądał efekt końcowy, więc się tym nie stresuję. Kiedy mam jakieś wątpliwości i zastanawiam się, czy czegoś nie poprawić, to mówię o tym. Podstawą jest komunikacja. Ale tak, zdarza się, że mam niespodziankę, i tak jak reszta naszej youtubowej publiczności czekam na publikację.

Ponad 17 tys. fanów na Facebooku, niemal 11 tys. obserwujących na Instagramie. Czujesz się sławna?

Jak ktoś mówi do mnie gwiazdo, to się obrażam (śmiech). Nie, nie czuję się sławna, aczkolwiek to, do ilu ludzi jestem w stanie trafić przez śpiewanie, jest dla mnie niesamowite. Daje mi to dużo siły i sprawia, że bardziej wierzę w siebie. Leczycie mnie z wszelkich moich ograniczeń i kompleksów. Kiedy ktoś pisze, że to, co robię, go inspiruje, widzę pozytywne komentarze czy mam okazję spotkać się z ludźmi po recitalu i usłyszeć kilka ciepłych słów, to jest dla mnie pełnia szczęścia.

Czytasz komentarze pod piosenkami?

Staram się nie. Zwykle się łamię i coś tam przeczytam, ale nie lubię internetowej krytyki, która bywa mało konstruktywna. Pracuję w zawodzie, w którym codziennie poddaję się jakiejś ocenie i chyba to mi wystarcza. Zwykle komentarze są pozytywne, z czego bardzo się cieszę, ale jest ich tyle, że nie sposób wszystkich przeczytać. Na początku nie robiłam tego z innego powodu, stwierdziłam: nie będę się denerwować (śmiech). Czytam na pewno wszystko, co się znajduje na moim fanpage’u i na Instagramie. Zresztą, zawsze staram się odezwać, odpowiedzieć na pytania. Oczywiście pomijam takie wiadomości jak: hej albo ile masz wzrostu – sama rozumiesz. A takie też się pojawiają. Jak pytania są konkretne i związane z tym, co robię, to zawsze chętnie odpowiem czy napiszę zwykłe dziękuję. Jestem wręcz zasypywana wiadomościami w stylu: ktoś ma urodziny i trzeba nagrać filmik na urodziny. I przyznam szczerze, że jest mi ciężko na to odpisywać, bo nic innego bym nie robiła, tylko bym nagrywała życzenia urodzinowe (śmiech).

Zdarza się, że ktoś rozpoznaje Cię na ulicy?

Zdarza się i zawsze mnie to peszy, jakim cudem ktoś może mnie rozpoznać. To jest szokujące, ale też bardzo, bardzo miłe. Kiedyś spieszyłam się na pociąg i miałam ciężką walizkę, nie mogłam jej udźwignąć. Podbiegło do mnie dwóch chłopaków i zaproponowali pomoc. Myślałam, że spadli mi z nieba. Donieśli walizkę do pociągu i jeden z nich mówi: ładnie pani śpiewa. Aha, ok (śmiech). Czasem są sytuacje komiczne. Jechałam pociągiem i dostałam darmowy poczęstunek. Pani podaje mi herbatę, po czym pyta: a mogę sobie z panią zrobić zdjęcie? (śmiech) Miałam kiedyś głupkowatą zabawę, polegającą na udawaniu, że nie potrafię wymówić „r”. Zamawiałam w ten sposób jedzenie w McDonaldzie, po czym na końcu zamówienia pani kasjerka pyta, czy jestem Sylwia Banasik ze Studia Accantus. Podczas gdy moi znajomi umierali ze śmiechu, próbowałam się jakoś z tego wytłumaczyć. Nie przyszło mi do głowy, że ktoś może mnie rozpoznać.

Pamiętasz swój pierwszy recital?

Oczywiście. To było niesamowite przeżycie, a zarazem niewyobrażalny wysiłek. Spałam po nim kilkanaście godzin, kosztował mnie mnóstwo energii i stresu. Traktowaliśmy go trochę jak eksperyment. Zastanawiałam się, czy w ogóle ktoś przyjdzie. Pierwszy recital odbył się w klubie Coco de Oro. Jego forma odbiegała od tego, jak wyglądają recitale w tym momencie. Wtedy było kameralnie, bardziej klubowo. Staraliśmy się zrobić go jak najbardziej profesjonalnie, ale liczyliśmy się z tym, że może nie wypalić. Jednak udało się: był tłum ludzi i przemiła atmosfera. Z każdym następnym recitalem czułam, że czerpię z niego coraz większą przyjemność, mniej się stresuję, bardziej podchodzę do niego jak do fajnego spotkania z ludźmi i możliwości spędzenia miło czasu.

Rozpoznajesz czasami swoich fanów?

Czasami. Bardzo trudno jest wszystkich zapamiętać, ale rzeczywiście są tacy, których rozpoznaję. Mam kiepską pamięć do imion, ale często kojarzę fanów z widzenia. Im ktoś częściej pojawia się na koncertach, tym większe prawdopodobieństwo, że go zapamiętam, a mamy bardzo wierną publikę, więc z wieloma osobami widzimy się regularnie.

Dostajesz dużo prezentów po recitalach?

Zdumiewająco dużo. Zawsze ktoś coś od serca przyniesie. Dostałam kiedyś prezent po wydarzeniu, w którym oficjalnie nie brałam udziału. Byłam gościem na recitalu Adriana Wiśniewskiego. Nie było żadnej informacji, że tam będę, więc zaskoczyło mnie to bardzo. Dostaję też wiele listów. Bywa, że ktoś mnie dokarmia wypiekami, czekoladkami i innymi smakołykami.

Jak się posłucha pierwszych nagrań z Tobą, słychać ogromną różnicę. Bardzo było to widać w Lublinie, kiedy śpiewałaś Dobrą być nie popłaca. Jest przestrzeń pomiędzy tą wersją a znaną z YouTube’a.

Dziękuję. Miło, że to zauważasz. Tak, to nagranie było realizowane 3 lata temu. Między Dobrą być nie popłaca, która jest na YouTubie, a tym, jak wykonuję ją na koncertach, jest duża różnica. Cały czas się uczę i rozwijam. Poza tym występów na żywo nie da się porównać do nagrania studyjnego, towarzyszą im zupełnie inne emocje, jest bezpośrednia wymiana energii z widzami, która daje wielką siłę, bardzo w tym utworze potrzebną. Nie wspomnę już o powerze, jaki potrafi dać pięćdziesięcioosobowa orkiestra, a miałam okazję śpiewać ten utwór z takim wsparciem za plecami. To jest prawdziwa magia. Dlatego muzyka na żywo nie umrze.

Przyznam się, że jak jechałam na Twój recital w lipcu, bałam się trochę, że na YouTubie jest ładnie, pięknie, pewnie czyszczone. A jak ona będzie fałszować? [Nie fałszowała, było perfekcyjnie – M.]

(śmiech) Zawsze mnie bawią te komentarze: słychać Auto-tune’a, widać, że czyszczone. My nie używamy Auto-tune’a. Nawet do wyczyszczenia jednego dźwięku, ćwiczę do momentu, aż będzie dobrze. Myślę, że słychać to na koncertach.

I dlatego bilety schodzą w takim tempie…

Bo jak ktoś pójdzie raz i zobaczy, że to jest to, co lubi, tylko lepiej (śmiech), to chce tego więcej.

Jak byłaś mała, śpiewałaś razem z bohaterami bajek?

Tak. Miałam płytę, na której mieliśmy z rodzeństwem z 15 różnych bajek i rzeczywiście śpiewałam z nimi. To był etap późnej podstawówki. Wtedy już w jakiś sposób zajmowałam się śpiewaniem. Czy to bajki, czy jakieś piosenki dla dzieci ze spektakli, już wtedy sobie podśpiewywałam.

Jak się czujesz z myślą, że teraz dzieci będą razem z Tobą śpiewać?

Nie myślałam jeszcze o tym. Mam nadzieję, że będą, byłabym przeszczęśliwa. Jest to dla mnie rzecz całkiem nowa, zobaczymy.

Jak dostałaś rolę wokalnej Belli?

Zadzwoniła do mnie pani producent i zostałam zaproszona na casting. Nagranie z przesłuchania zostało wysłane do Disneya i oni podjęli decyzję, co do obsady.

Jak zareagowałaś na ten telefon?

Kompletnie się nie spodziewałam. Dzwonił nieznany numer, myślałam, że to jakieś materace, reklamy, bank (śmiech). Bardzo się ucieszyłam, dziękowałam mniej więcej tak, jakbym już wygrała ten casting (śmiech), co w tamtym momencie było bardzo odległe. Cieszyłam się, że będę mogła zobaczyć, jak wygląda praca w prawdziwym studiu dubbingowym. Jak pewnie większość wie, fascynuję się tym i zachwycam od najmłodszych lat. Było to dla mnie wielkie przeżycie, więc sama informacja o castingu doprowadziła mnie do szaleństwa.

A potem?

Potem to już w ogóle nie wspomnę (śmiech). Dostałam prezent w postaci tej informacji dokładnie w Sylwestra. Byliśmy z Accantusem w Opolu, jak tylko otworzyłam oczy, zobaczyłam smsa od pani producent: Malutka, prezent na nowy rok, robisz wokalną Bellę. Zatkało mnie, moja reakcja wyglądała mniej więcej tak, jakbym dostała informację, że pies mi zdechł albo coś w tym stylu, bo poderwałam się i miałam wytrzeszcz oczu przez pierwsze 10 min. Zuzia Makowska pytała, czy wszystko w porządku, była przerażona tą reakcją. Potem było niedowierzanie przez jakieś następne 15 min i stwierdziłam, że nikomu na razie nie będę nic mówić, bo może to pomyłka (śmiech). Dopiero później zaczęłam się z tego cieszyć.

Jak wyglądała praca w studiu dubbingowym? Bardzo się różni od tego, co znałaś do tej pory?

Tak, różni się zdecydowanie. Przede wszystkim tym, że nie zna się materiału, który trzeba nagrać. Nic poza studio nie może wypłynąć, dlatego wszystkiego trzeba się uczyć na miejscu. Przychodzi się do studia, dostaje tekst i słucha piosenki. Dla mnie to było wyzwanie, bo jednak nagrywając covery, można się do tego bardzo dobrze przygotować, a tutaj to jest pójście na żywioł. Ale też jest przeznaczona na to wystarczająca ilość czasu.

Jak się czujesz z faktem, że Twoje nazwisko opanuje youtuba bardziej niż do tej pory? Ruszasz w tym dubbingu jak burza. To nie jest jakaś mało znana bajka, mało znana rola, tylko film reklamowany od pół roku, na którym będą tłumy w kinach i w dodatku śpiewasz tam kwestie głównej bohaterki.

O kurde… (śmiech). Na pewno nie oczekuję tego. Od zawsze chciałam pracować w dubbingu i jak usłyszałam, że mam taką szansę, to już sam fakt pójścia do studia wzbudzał we mnie wielkie emocje. Kiedy usłyszałam piosenki z Pięknej i Bestii podczas pokazu, byłam bardzo wzruszona. Zostawiłam w studiu nagraniowym kawał serca i mam nadzieję, że ludzie, oglądając film, będą to czuli. Wszyscy realizatorzy bardzo starali się, żebyśmy stworzyli z postaciami jedną całość. Nie jest to łatwe. To nie jest standardowy film Disneya. Jeżeli jest film animowany, to łatwiej się go dubbinguje, bo jednak w kresce, jest tak, że dużo więcej rzeczy się zgadza. To nie jest prawdziwy człowiek, który mówi, śpiewa i przeżywa, tylko animacja. Polski jest totalnie różnym językiem od angielskiego i bardzo ciężko jest stworzyć to tak, żeby widz nie zastanawiał się, co tutaj się dzieje, czemu oni tak dziwnie kłapią (śmiech), tylko żeby wczuł się w historię i przeżywał film. Wiadomo, są ludzie, którzy nie tolerują dubbingu w filmach i ja też często oglądam filmy z napisami, jednak w tym przypadku jestem pod ogromnym wrażeniem tekstów autorstwa Michała Wojnarowskiego i Marcina Sosnowskiego. Dzięki nim postaci żyły i wzbudzały emocje. Moim zdaniem, koronkowa robota. Mimo, że znałam doskonale fabułę, odkryłam piękno tej bajki na nowo i pochłonęła mnie ona w całości.

Dubbing spodobał Ci się na tyle, że chciałabyś związać się z tym bardziej?

Bardzo bym chciała. Myślę, że to byłoby spełnienie marzeń, gdybym mogła regularnie coś dubbingować.

Tak na zakończenie – czego jako Twoi fani możemy Ci życzyć?

Ja bym sobie życzyła, żebyście zawsze byli po prostu. To by było dla mnie największe szczęście. Bo jednak to, co robię, robię nie tylko dla siebie. Chce się dzielić swoją radością ze śpiewania, zarażać nią innych. Gdyby nie było tych wszystkich, którzy wspierają, trzymają kciuki i motywują, to myślę, że połowa z tych marzeń, które już się spełniły, nigdy by nawet nie zaistniała. I to jest dla mnie bardzo ważne. Człowiek potrzebuje wiary innych ludzi, żeby samemu w siebie uwierzyć.  

Zapraszamy serdecznie na fanpage Sylwii Banasik i jej Instagram, tutaj możecie jej posłuchać. W kinach usłyszycie ją w Pięknej i Bestii, niedługo ponownie odbędzie się jej recital, więc śledźcie stronę Studia Accantus.