Pamiętam moment, w którym teatry jeden po drugim zaczęły się zamykać. Widzowie, wystraszeni, sprzedawali bilety nawet za połowę ceny. Nikt nie wiedział, co się dzieje, dlaczego ani jak. Początkowe dni niepewności zamieniły się w tygodnie, potem w miesiące. Część musicalowego świata przeniosła się do internetu, pojawiły się transmisje na żywo, koncerty, niektórzy artyści otworzyli własne biznesy. I nagle pojawiło się światełko w tunelu: od 6 czerwca teatry, w określonych reżimach sanitarnych, mogły otworzyć się dla widzów. Jednym z tych, które zdecydowały się grać mimo niesprzyjających warunków, jest Teatr Muzyczny Roma. Wczoraj, po raz pierwszy od 11 marca, aktorzy i widzowie spotkali się ponownie na musicalu Once.

Reżim sanitarny

Obecnie podstawą jest zadbanie o bezpieczeństwo widzów i artystów. Przy wejściu każdy z widzów musi wypełnić oświadczenie, że według jego wiedzy nie jest chory na covid-19 ani nie przebywa na kwarantannie. Oświadczenie jest sprawdzane już przed wejściem do budynku, następnie obsługa widowni prosi o zdezynfekowanie rąk i kieruje widzów w odpowiednim kierunku. Widzowie są także proszeni, by nie przebywać we foyer, a kierować się prosto na salę i w miarę możliwości zachowywać odpowiedni dystans od innych widzów. Pilnuje się także, by nie było kolejek do toalety – wpuszczana jest na dół tylko taka liczba widzów, ile jest kabin. Po zakończonym spektaklu padła informacja, by widzowie z rzędów 1-11 jeszcze przez chwilę pozostali na swoich miejscach. Dopiero gdy część widzów z tylnych rzędów i balkonów opuściła budynek, pojawiła się informacja, że mogą to zrobić także pierwsze rzędy. Pozwoliło to uniknąć tłumów.

 

Jak wytrzymać ponad dwie godziny w maseczce?

Na terenie całego teatru obowiązują maseczki. Trzeba założyć ją przed wejściem i można zdjąć dopiero po opuszczeniu budynku. W tej kwestii widzowie zachowywali się wzorcowo – spodziewałam się, że po zgaszeniu świateł maseczki zostaną zdjęte, nic takiego jednak nie nastąpiło. Sama o obecności maseczki zapomniałam po dziesięciu minutach od rozpoczęcia spektaklu. Na sali była włączona klimatyzacja, więc temperatura była w sam raz, nie było mi gorąco ani duszno, oddychałam normalnie. Miejsca sprzedawane były na szachownicę, dlatego ani obok mnie, ani przede mną czy za mną nikt nie siedział. Dawało mi to naprawdę duży komfort psychiczny. Nic nie stało na przeszkodzie, bym mogła zacząć cieszyć się spektaklem.

Muzyka na żywo nie ma sobie równych

A nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tęskniłam tak bardzo, dopóki nie usiadłam w fotelu i nie usłyszałam pierwszych dźwięków. Magia teatru zadziałała od razu. Muzyka na żywo zapewnia emocje, których próżno szukać gdzie indziej. Aktorzy niemal na wyciągnięcie ręki to zupełnie inny odbiór niż przez szklany ekran. Po raz kolejny mogłam przeżywać tę historię, zatopić się w niej na nowo.

Once na Dużej Scenie

Once dotychczas znałam z Novej Sceny. To spektakl bardzo kameralny, bez oddzielnej orkiestry, każdy aktor jest muzykiem, a każdy muzyk aktorem. Trochę się bałam, że przeniesiony na Dużą Scenę nagle straci swój urok. Obawy te okazały się jednak zupełnie bezpodstawne. Minimalistyczna scenografia po raz kolejny spisała się na medal. Siedziałam jednak dość blisko, dlatego nie wiem, czy podobny odbiór miałabym z tylnych rzędów lub z balkonu.

Nowości w obsadzie

Obsada spektaklu niemal w całości pokrywała się z tą, którą widziałam za pierwszym razem. Zupełną nowością był Facet, w którego po raz pierwszy wcielił się wczoraj Paweł Mielewczyk. Od dłuższego czasu obserwuję tego aktora, od Mamma Mia przez Pilotów aż do Aidy, dlatego tym bardziej nie mogłam się doczekać jego nowego wcielenia. Nie zawiodłam się. Widziałam na scenie człowieka zgaszonego i zrezygnowanego, załamanego nieszczęśliwą miłością i powolny wzrost jego wiary: w siebie i w muzykę, którą tworzy. Wspaniale na scenie partnerowała mu Monika Rygasiewicz – jego złamanie równoważąc niezachwianą wiarą w to, co robi.

Teatr niezbędny do życia?

Wizyta w Teatrze Muzycznym Roma upewniła mnie, że teatr nie jest czymś, co można po prostu wyrzucić. Z przykrością patrzę na działania, które kulturę stawiają na ostatnim miejscu. Tymczasem w samym środku teatru życie wygląda zupełnie inaczej. Widać radość aktorów z tego, że znowu są na scenie, znowu mogą grać. Czuć radość widzów, której nie przeszkodzą ani obostrzenia sanitarne, ani maseczki, ani nawet fakt, że w parze nie mogą usiąść koło siebie. Jest radość, która przede wszystkim jest bezpieczna. I w żadnym miejscu publicznym (w pociągu, autobusie, galerii handlowej czy nawet na jakimś placu) nie czułam się tak bezpieczna i tak zaopiekowana. I przede wszystkim szczęśliwa, że mogłam wrócić do miejsca, które tak bardzo kocham.