azyl wocial
fot. Broadway w Polsce

Zamknięte przez pandemię teatry wystawiły na próbę i artystów, i widzów. Jedni i drudzy starali się nie próżnować. Artyści założyli własne biznesy – niektórzy zupełnie z musicalem niezwiązane, inni, jak Paulina Janczak, zaoferowali widzom koncerty internetowe, dzięki którym chociaż przez chwilę mogli posłuchać ulubieńców. Powstało jednak jeszcze coś – miejsce, w którym od aktorów nie oddziela nas szklany ekran. Kameralny nastrój, coś do picia, bezpieczne odstępy, a przede wszystkim – interakcja. Moment, w którym artystów mamy na wyciągnięcie ręki, z którymi możemy porozmawiać, poprosić ich o konkretny utwór i zatopić się w tej atmosferze – bez nagłośnienia, wielkich teatralnych sal – by poczuć emocje, które muzyka zapewnia. Przenieśmy się na krótką chwilę prosto do Azylu.

Muzyka przy kawie

Już na samym początku czujemy, że czeka nas niezwykły wieczór, nie wchodzimy bowiem głównym wejściem do Teatru Rampa, a bocznym, wprost do Sali Klubowej. Przy wejściu wita nas gospodarz Azylu – Jakub Wocial. Na całej sali może być maksymalnie 25 osób. Na gości czeka stolik kawowy – do wyboru kawa, herbata, woda lub wino. Siadamy w odstępach, na specjalnie przygotowanych fotelach. Za chwilę zacznie się magia.

To nie będzie typ koncertu, w jakim uczestniczyliśmy do tej pory. Przede wszystkim – nie ma ściśle określonego repertuaru. Aktorzy oczywiście coś przygotowali, są jednak w stałym kontakcie z widzami – można o konkretny, wymarzony utwór poprosić. Można odpowiedzieć na pytania artystów – i to zdecydowanie nie na poziomie – dobrze się baaawicieee??? Taaak! To czasem rozmowa jeden na jeden, czasem dyskusja w trochę większym gronie. Ma się wrażenie, że przebywamy… wśród znajomych.

Dream of Broadway

Do tej pory miałam przyjemność uczestniczyć tylko w jednym koncercie: Dream of Broadway Jakuba Wociala z gościem specjalnym: Martą Burdynowicz. To było moje rozpoczęcie nowego teatralnego sezonu. I lepszego nie mogłam sobie wymarzyć.

Artyści zabrali nas w podróż przez musicale i bajki. Czasem były to melodie bardzo znane, innym razem słyszałam je po raz pierwszy. Pojawiały się utwory całkiem nowe, jak Chcę uwierzyć snomKrainy Lodu 2,  ale też klasyczne, jak Falling slowly z musicalu Once. Co najbardziej fascynujące – nie był to zbiór piosenek, a opowieść tymi piosenkami przeplatana. Usłyszeliśmy wiele historii z życia scenicznego aktorów, poznaliśmy kilka szczegółów, które nie były do tej pory znane szerokiej publiczności. 

Najważniejsza rzecz w musicalu

Jednak przede wszystkim otrzymaliśmy to, za czym tak bardzo tęskniliśmy przez te pół roku zamknięcia – emocje związane ze śpiewem na żywo. Poczucie, że właśnie tu jest moje miejsce. I znowu dotarło do mnie, że muzyka musicalowa jest mi potrzebna do życia tak samo jak tlen i woda.

Koncerty w Azylu odbywają się niemal codziennie. Mają różne składy, warto więc sprawdzić, kto danego dnia pojawi się na scenie. Bilet kosztuje 60 zł, w cenę wliczony jest napój. Całość trwała ponad dwie godziny – i wiem to tylko dlatego, że na koniec spojrzałam na zegarek. Bo w takim miejscu jak Azyl czas chyba płynie nieco inaczej.