posyłkaIstnieją takie dzieła, które trudno określić innym słowem niż niezwykłe. Gdy po raz pierwszy Maciek opowiadał mi o Posyłce, wiedziałam, że będzie to coś, czego jeszcze nie słyszałam. Zapowiadał się projekt wyjątkowy, inny, ciekawy – chociaż wtedy nawet się nie spodziewałam, jak bardzo.

Posyłka to historia opowiedziana i wyśpiewana, choć może raczej – opowiedziana śpiewem. Taka, jakich wiele: podrywacz – choć może ze względu na sam klimat, bardziej pasowałoby nam określenie bawidamek – i dziewczyna, która dopiero przybyła do wsi. On będzie jej grał, a ona da się jego śpiewaniu uwieść. Potem ślub, piękny dom, kolejne dzieci… stop. Nagle historia, zdawałoby się, dość sztampowa, przybiera nieoczekiwany obrót. Kasia umiera w pożarze (do etapu dzieci jeszcze nie doszli), podczas gdy Jasiek… bawi w mieście. Wielka miłość, wielka zdrada czy zawiedzione zaufanie? Po raz ostatni, gdy jest przy niej, śpiewa… A jego cierpienie obraca się w przekonanie, że szczęśliwy będzie, gdy ją odzyska z zaświatów. Chociaż na ten jeden, jedyny dzień.

Posyłka, przedstawiona w formie słuchowiska radiowego, od pierwszych dźwięków magnetyzuje. Nie jest opowiedziana jednym stylem, a wieloma, w niej wszystko przeplata się i splata, by stworzyć… emocje. To one rządzą w tej zawiłej historii. I kiedy przechodzimy od ballad przez wiejskie przyśpiewki aż do musicalowych dźwięków, zanurzamy się w tym jeszcze bardziej. Ta muzyka, a może raczej głosy hipnotyzują. Nagle okazuje się, że nie musimy siedzieć w teatrze, nie musimy widzieć aktorów, by słyszeć ból bohaterów, by oczami wyobraźni móc dostrzec to, co kryje się w ich środku. Aranżacje Szymona Sutora brzmią starodawnie i współcześnie i one przenoszą nas w świat, który jednocześnie jest dla nas obcy i tak bardzo znajomy. W świat bólu po stracie, tęsknoty, żalu, nieszczęśliwych miłości i poszukiwania. Czego tak naprawdę pragniemy? Czy nasze działania są odbiciem tego, co jest w nas ukryte głęboko? Jak bardzo jesteśmy w stanie walczyć z przeszłością, z przekonaniami, z tym, co sądzi o nas świat i czego od nas wymaga? Podróż Jaśka jest tak naprawdę podróżą w głąb nas samych.

Posyłka jest przede wszystkim fantastycznie zrealizowana. Cechuje ją dbałość o każdy szczegół. Tam nie ma przypadków. Przypadkiem nie było też z pewnością obsadzenie głównych ról – zarówno Anastazja Simińska, jak i Maciek Pawlak po raz kolejny pokazują swój kunszt aktorski, który z każdym moim zetknięciem z nimi jest na coraz wyższym poziomie. Ich postacie, choć niemal nic o nich nie wiemy, wzbudzają w nas żal czy smutek, może niechęć, a może sympatię. Mimo że są odgrywane samymi głosami – nie są jednowymiarowe, a ich historia, choć tak krótka, przejmuje. I znowu przenosimy się w emocje, współodczuwamy – nie tylko dzięki muzyce, ale też partiom dialogowym. Trudno nie poczuć strachu Kasi tuż przed śmiercią. Nie da się oddzielić od desperacji Jaśka próbującego odzyskać ukochaną. Podobnie jest ze wszystkimi postaciami – każdy w tej obsadzie jest na właściwym miejscu, a połączeni sprawiają, że historia, przepięknie prowadzona przez Filipa Kosiora, jest spójna i pełna.

Posyłka na te 75 minut przenosi nas do zupełnie innego świata. Odrywa od rzeczywistości, zanurza w swojej bajce. Powoduje, że czasem się z pobłażaniem uśmiechniemy, a za moment otrzemy łezkę w oku. Jest perełką pośród tego, co często oferuje nam świat. I gdzieś, pośród wielu przesłań, które ze sobą niesie, szepcze cichutko, jak ważna jest muzyka, która otula, pociesza, przynosi ukojenie, jest z nami w najgorszych chwilach. Bo póki boli, trzeba śpiewać.