Mimo że musical w Polsce rozwija się w ogromnym tempie, daleko nam do Broadwayu czy West Endu. Ilekroć jestem w Londynie, zachwyca mnie wszechobecność musicalu w tym mieście. Plakaty, billboardy są na ulicach, autobusach, na stacjach metra. I nic dziwnego — w samym Londynie można zobaczyć kilkadziesiąt tytułów. W jednym teatrze jest jeden spektakl, często grany przez wiele lat, a rekordziści nawet po kilkanaście. Kiedy chcemy obejrzeć musical, może poza niedzielą, kiedy większość teatrów jest zamknięta, mamy do wyboru naprawdę przeróżne musicale — od tych kameralnych na niedużej scenie po ogromne widowiska z wielką scenografią i naprawdę dużym zespołem. Różni się też publiczność, która na musicale przychodzi. Czego możemy się od nich nauczyć?

Kultura wysoka

W naszym kraju teatr to nadal rozrywka dość droga i nie dla wszystkich. I chociaż nadal panuje okropne przekonanie (z którym staramy się walczyć), że musical to tylko „pióra w tyłku” i zdecydowanie podkategoria w porównaniu ze spektaklem dramatycznym, ceny biletów zdają się mówić coś innego. Bilety na musicale są jednymi z najdroższych, chociaż tu dużo zależy też od umiejscowienia teatru – najtańsze bilety można dostać w Chorzowie, dość tanie są też w Łodzi, najdroższe mają Warszawa czy Gdynia. Ceny oscylują w granicy 80 zł w mniejszych tatrach do 120 zł w największych. Zamiast jednego wyjścia do teatru możemy mieć 4 bilety do kina, co sprawia, że wiele osób wybiera tę drugą formę rozrywki. Jak to wygląda w Londynie? Średnio bilet na musical kosztuje ok. 40-50 funtów (chociaż tam widełki cenowe są naprawdę szerokie — za miejsca z ograniczoną widocznością — czyli zwykle barierką, która w ogóle nic nie zasłania, przynajmniej mi — płaci się już od ok. 20 funtów, najlepsze miejsca potrafią kosztować 150 czy 200 funtów, oczywiście w dużej mierze zależy to od tytułu). Za piwo w Londynie zapłacimy 5 funtów, pizza to koszt 10-12 funtów, a dwudaniowy obiad z butelką wina 70-80 funtów. Ludzie o wiele częściej wybierają więc wyjścia na musical jako formę codziennej rozrywki.

Jak się ubrać na musical?

Co widać bardzo dobrze w ubiorze, który jest po prostu… codzienny. Normą są dżinsy i zwykły T-shirt. U nas, chociaż coraz rzadziej można spotkać panie w sukniach wieczorowych, nadal do teatru ubieramy się dość elegancko. Akurat ja jestem fanką takich odświętnych ubiorów — lubię wyglądać bardziej elegancko, mimo że do teatru nie chodzę od wielkiego dzwonu, a kilka razy w miesiącu. W Londynie jednak przystosowałam się do ogółu — duży wpływ miał na to bagaż podręczny, z którym tam leciałam. Musiałam odpuścić eleganckie sukienki na rzecz zwykłego, codziennego stroju.

Lody w teatrze?

Pierwszym musicalem, który zobaczyłam na West Endzie, było moje ukochane Wicked. Zachwyt nad musicalem był na szczęście większy od szoku, który przeżyłam, kiedy w przerwie na salę wjechał… wózek z lodami. Lody w teatrach cieszą się ogromną popularnością i kolejki po nie są nawet w zimie. A sprzedają je w każdym teatrze, którym dotychczas byłam. Na Królu Lwie para obok mnie chrupała popcorn. A na Mary Poppins po komunikacie o wyłączeniu telefonów i zakazie nagrywania pojawiła się informacja dla dzieci, że mogą rozpakować słodycze. Jedzenie w teatrze na sali u nas jest nie do pomyślenia, tam jest najzwyklejszą rzeczą na świecie.

Pokaż, że Ci się podoba

Brytyjska publiczność ma w sobie coś, czego bardzo im zazdroszczę. Umieją pokazywać, że coś im się podoba. Na porządku dziennym jest głośny śmiech, wiwatowanie, burza oklasków po wyjątkowo dobrym songu. Mam wrażenie, że my się trochę tego boimy. Boimy się głośno zaśmiać, więc tłumimy ten śmiech. Zaczynamy klaskać dopiero wtedy, gdy ktoś inny nieśmiało uderzy w dłonie jako pierwszy i podobnie wstajemy na koniec spektaklu. A tymczasem to nasza energia niesie aktorów. Pamiętam jeden ze spektakli Rodziny Addamsów, na który przyjechali goście z Teatru Muzycznego w Gdyni. I przy nich od razu czuło się tę energię. Głośno się śmiali, klaskali, wiwatowali, a razem z nimi publiczność, nagle ośmielona, przekonana, że można, że nikomu jej śmiech nie przeszkadza. I od razu inna energia szła też ze sceny. Często aktorzy, kiedy schodzą ze sceny po utworze, który z założenia jest bardzo komediowy, a publika słabo na niego zareagowała, zastanawiają się, czy na pewno dali z siebie wszystko, czy dobrze to zagrali. Jest to więc transakcja wiązana, która sprawia, że wszyscy ze spektaklu wychodzą bardziej zadowoleni.