W moich musicalowych podróżach często rozmawiam z innymi fanami musicali. Na grupie Musicalni dyskusje potrafią trwać godzinami. To fascynujące, ile my, fani, potrafimy poświęcić czasu na rozważanie, co jest dobrego w danym spektaklu, jak potoczyła się historia, a kończymy refleksją: to jest naprawdę dobry musical. Lub wręcz przeciwnie: wskazujemy wady, myślimy, co można było zrobić inaczej, by stwierdzić: to jest zły musical. Jednak, co tak naprawdę świadczy o tym, że musical jest dobry?

Nagrody musicalowe

Jak w niemal każdej dziedzinie sztuki, również w przypadku musicali przyznawane są nagrody. W Stanach Zjednoczonych jest to Nagroda Tony. Przyznawana twórcom teatralnym, ma specjalne musicalowe kategorie. Nagradza się najlepszy musical, najlepszą nową adaptację musicalu, kreacje aktorów, scenografię, kostiumy itd. Podobnie jak w przypadku Oskarów zakłada się, że musicale z największą liczbą nagród Tony są też tymi najlepszymi. Wiemy jednak z doświadczenia, że nie zawsze tak bywa. Musicalem, który uzyskał najwięcej nominacji, bo aż 16 w 13 kategoriach jest Hamilton, najbardziej nagradzanym zaś z 12 statuetkami musical Producenci. Musicale mogą otrzymać także Nagrodę Pulitzera za wybitne osiągnięcia w dziedzinie twórczości dramatycznej. Zdarza się to jednak nielicznym musicalom. Dostają ją literaci, a także muzycy i kompozytorzy. Otrzymali je między innymi Jonathan Larson za Rent czy Tom Kitt i Brian Yorkey za Next to normal. Brytyjskim odpowiednikiem Nagrody Tony jest Olivier Award. Tu rekordzistą jest musical Mathilda, który zdobył 12 statuetek. W Polsce nie ma nagród, które miałyby specjalną musicalową kategorię. Jedynie Mazowiecki Teatr Muzyczny im. Jana Kiepury przyznaje Teatralne Nagrody Muzyczne w kategoriach Najlepszy wokalista musicalowy i Najlepsza wokalistka musicalowa. Szansę ma także sam tytuł, jednak musi mierzyć się także z operami.

Krytycy

W czasopismach w działach kulturalnych, a także przede wszystkim w internecie znaleźć można wiele recenzji. Coraz rzadziej jednak są one pisane przez profesjonalnych krytyków teatralnych, którzy znają się na swojej pracy. Często recenzje piszą zwykli dziennikarze, a co za tym idzie – pozbawione są one rzetelnej wiedzy o gatunku, a opisy są schematyczne i – co gorsza – z wieloma błędami. Przyznam, że im więcej czytam „profesjonalnych” recenzji, tym rzadziej mam ochotę to robić. Dobrym przykładem był wysyp recenzji po premierze Aidy – znajdowałam w nich błędy, które nigdy nie powinny się pojawić – zaczynając od zmiany imienia jednego z bohaterów po nazwanie Aidy hitem West Endu (a ten musical nigdy na West End nie trafił!). O wiele ciekawsze i rzetelniejsze recenzje pojawiały się na blogach i te czytałam z zainteresowaniem, nawet jeśli w dużej mierze się z nimi nie zgadzałam. Trzeba jednak przyznać, że recenzje mają ogromny wpływ na popularność musicali – potwierdzają to chociażby teksty, które ostatnio spotykałam dość często, typu: po recenzjach spodziewałam się, że ten musical będzie znacznie lepszy/gorszy.

Obiektywne oceny

Są elementy, które teoretycznie da się ocenić dość obiektywnie – czy aktor zaśpiewał czysto, czy też nie trafiał w dźwięki, czy zespół był zsynchronizowany, czy wręcz przeciwnie, każdy tańczył sobie albo, co gorsza, sobie śpiewał, przez co zbiorówek nie dało się zrozumieć. Mam wrażenie, że to jednak mniejszość. Współczesne kostiumy w starożytnym Egipcie jednego mogą uwieść, innego zawieść, choreografie zachwycić lub zniechęcić, a uboga scenografia dać ogromne pole wyobraźni albo oznaczać pójście na łatwiznę. Trudno także obiektywnie ocenić grę aktorską.

To, co mi się podoba

Wychodzę jednak z założenia, że o tym, czy spektakl jest dobry, decydujemy my sami. A konkretnie to, co sprawia, że po wyjściu z teatru mamy ochotę wrócić tam jeszcze raz. Zauważyłam, że duży wpływ na mój odbiór danego tytułu ma sytuacja życiowa, w której się znajduję, gdy go oglądam. To, jak wiele mam wspólnego z bohaterami, jak bardzo się z nimi identyfikuję, ile z tego musicalu mogę wnieść do swojego życia. Jak duże mam ciary przy konkretnych utworach, jak bardzo odpowiadają mi głosy aktorów (na to jestem szczególnie wrażliwa – są takie głosy, do których ciągle chcę wracać i wciąż na nowo przeżywać te emocje). Reaguję różnie: są spektakle totalnie niedopracowane pod wieloma względami, mają natomiast cudowną muzykę, piękne libretto i świetnych aktorów, więc z przyjemnością co kilka miesięcy na nie wracam. Bywają też tytuły, w których libretto bardzo kuleje i nie mają może wielkich hitów muzycznych, za to są pięknie podane i jeszcze piękniej zaśpiewane. A czasem wychodzę z teatru i stwierdzam, że więcej na ten tytuł bym nie wróciła. Po prostu nie jest mój.

W ogóle nie masz gustu, jeśli podobał ci się ten musical

Z tego też powodu nie znoszę osób, które jednoznacznie twierdzą, że coś jest dobre, a coś złe. Bardziej jest mi przykro, kiedy widzę komentarze: W ogóle nie masz gustu, jeśli podobał ci się ten musical. Nie bez powodu istnieje powiedzenie, że o gustach się nie dyskutuje. Rynek musicalowy w Polsce rozwija się w nieprawdopodobnym tempie, coraz więcej teatrów, także dramatycznych, sięga po musicale. Produkcje są lepsze i gorsze, czy jednak da się jednoznacznie powiedzieć, że ta jest dobra, a ta zła? A może ten zły musical pomógł komuś podjąć właściwą decyzję? A może obsada tego dobrego miała akurat nie najlepszy dzień, przez co nie pokazali tego, co w tym tytule jest najlepsze? W tej różnorodności jest coś pięknego. Zachęcam Was przede wszystkim do własnych poszukiwań – w „złym” musicalu też można dostrzec coś, co odmieni nasze życie.