W temacie wojskowym znajdziemy dużo więcej mężczyzn niż kobiet, tak jest też na scenie Pilotów. Opowiadałam o paniach, które najbardziej mnie zachwyciły w swoich rolach, dzisiaj przyszła pora na panów. Moim zdaniem w tym spektaklu nie ma złych aktorów – każdy z nich do postaci wnosi coś swojego. A ja, całkowicie subiektywnie, mam tam swoich ulubieńców. Uwaga – tekst zawiera dużo spojlerów!
Jan: Paweł Mielewczyk/Jan Traczyk/Przemek Zubowicz
Od dawna mam słabość do głosu Janka Traczyka i to zdecydowanie w niego celowałam w spektaklu. Nie zawiodłam się. Poza oczywistym wspaniałym wokalem, Janek kupił mnie swoim Janem. Trochę rezolutny, zawadiacki na początku, przez wojnę dorośleje. Bardzo widać jego wewnętrzną walkę, kiedy nie wie, co zrobić, jest rozdarty między miłością do Niny (a nawet nie wie, czy dziewczyna jeszcze żyje) a Alice, którą spotkał w trudnym momencie życia i która otoczyła go opieką. Jan jest inni niż pozostali piloci, nie romansuje z WAAF-kami, opiera się zabawie. Na początku, bo w miarę upływu czasu coraz bardziej się poddaje. W kreacji Janka najbardziej lubię jego prawdziwość w tej roli.
Prezes: Jan Bzdawka/Janusz Kruciński
Bohatera Jana Bzdawki nienawidziłam od pierwszego momentu, w którym pojawił się na scenie. Jego wyraz twarzy już od początku napawał mnie przerażeniem, a kolejne sceny tylko wzmagały odrazę. W pewnym momencie bardzo liczyłam, że coś mu się stanie i zapłaci za to wszystko, co robi. Stąd też wielkie ukłony dla aktora, bo zbudować postać aż tak wzbudzającą niechęć, to niezwykle trudne zadanie.
Hans: Wojciech Stolorz/Tomasz Więcek
To jest ten moment, w którym nie potrafię wybrać. Obaj aktorzy zrobili na mnie wrażenie. Bardzo wybrzmiały słowa: Wrogiem się tylko bywa, ludźmi będziemy do końca życia. Tomasz Więcek minimalnie był dla mnie lepszy aktorsko, natomiast Wojciech Stolorz przebił się wokalnie.
Franek: Paweł Kubat
Mistrz tego zestawienia, którego w roli widziałam cztery razy. Nie mam więc porównania, ale to nic nie szkodzi. Kreacja Pawła Kubata jest wprost rewelacyjna. Najbardziej charakterystyczny ze wszystkich pilotów, z humorem, z zawadiackim uśmiechem, przez cały spektakl bawi. Wspaniałe wykonanie Pana Hurricana i mistrzostwo parodii. Zachwycające są jego sceny z Miss Pinky, pełne chemii, energii i namiętności. I pewnie dlatego najbardziej boli moment śmierci Franka. Pomijając zbyt łzawą muzyczkę, ten moment jest jednym z najbardziej wzruszających w całym spektaklu.
Max: Piotr Piksa/Andrzej Skorupa
Rola Maxa jest chyba jedną z najgorszych i najbardziej miałkich ról w spektaklu. Dla mnie Max nie wyróżnia się absolutnie niczym, po spektaklu można chyba najłatwiej o nim zapomnieć. To przykre z tego względu, że aktorzy nie mają szansy się w tej roli wykazać. Obaj wypadli w niej przyzwoicie.
Stefan: Marcin Franc/Marcin Wortmann
Poeta, który buja w obłokach – dosłownie i w przenośni. Trochę oderwany od rzeczywistości, poszukuje miłości, swojej Stelli Matutiny. A ta spada na niego jak grom z jasnego nieba. Marcin Franc w tej roli to mój ideał. Po trudnej, poważnej roli w Jesus Christ Superstar, nie spodziewałam się po nim aż takiego talentu komediowego. A Azaliż w duecie z Mary rozbawiło mnie do łez!
Porucznik Pilkington: Grzegorz Pierczyński/Robert Rozmus
Porucznik, który ma wyszkolić polskich pilotów, a zamiast tego bez przerwy daje im włazić sobie na głowę. Postać zabawna nie poprzez swój sposób bycia, a przez ironiczne przedstawienie. Dla mnie najlepszy w tej roli jest Grzegorz Pierczyński, którego kreacja aktorska była wprost rewelacyjna. Poważny, zdyscyplinowany wojskowy dużo Polakom daje, a jednocześnie sam wiele od nich czerpie. Chociaż niezgodnie z regulaminem!
Pułkownik Brown: Krzysztof Cybiński/Piotr Płuska
Przełożony Pilkingtona, który docenia Polaków – dla niego liczą się wspaniałe efekty, które osiągają oni w powietrzu. Rola, w której nie ma czym się wykazać – żaden pan się w niej nie przebił, obaj wypadli dobrze.
Lord Stanford: Wojciech Machnicki/Jakub Szydłowski
Dystyngowany angielski lord, ojciec Alice. Pełen typowej, angielskiej powściągliwości, powolności. Każdy jego ruch jest dobrze przemyślany i mamy wrażenie, że nigdy nie ulega emocjom. Nawet kiedy zwraca uwagę roznegliżowanej córce robi to z powagą właściwą angielskiemu arystokracie. W tej roli zdecydowanie urzekł mnie Wojciech Machnicki, który takim właśnie prawdziwym lordem na scenie był.
Howard: Wiktor Korzeniowski/Wojciech Socha
Lordowi zawsze towarzyszy jego szkocki lokaj. Pełen uszczypliwości, typowego szkockiego skąpstwa, pełen sarkastycznych komentarzy wobec nieokrzesania Polaków – kreacja Wiktora Korzeniowskiego niesamowicie bawi, a pochwalna pieśń na cześć herbaty sprawia, że nie da się nie uśmiechnąć. Na tym świecie są rzeczy niezmienne, nawet mimo niesprzyjających okoliczności. Na przykład five o’clock… o dowolnej godzinie.
Jeremi: Karol Jankiewicz/Rafał Supiński
Działacz konspiracji, który wydaje rozkazy Ninie. Przyjaciel, walczy o dobro Polski i dowodzi działaniami, przekazuje polecenia z góry. W tej roli wygrał minimalnie Rafał Supiński, skupieniem i pewnością, że działania jego bohatera są jak najbardziej słuszne.
Tak się prezentują moi ulubieni aktorzy. A na koniec pokuszę się o stworzenie obsady – dla mnie idealnej! Chciałabym kiedyś zobaczyć ten spektakl właśnie w takim składzie:
Nina – Zosia Nowakowska
Jan – Janek Traczyk
Prezes – Jan Bzdawka
Hans – Wojciech Stolorz
Alice – Marta Wiejak
Franek – Paweł Kubat
Maks – Andrzej Skorupa
Stefan – Marcin Franc
Nel – Anastazja Simińska
Ewa – Sylwia Banasik
Porucznik Pilkington – Grzegorz Pierczyński
Pułkownik Brown – Krzysztof Cybiński
Lord Stanford – Wojciech Machnicki
Howard – Wiktor Korzeniowski
Miss Pinky – Malwina Kusior
Mary – Marta Burdynowicz
Jeremi – Rafał Supiński
Oczywiście, to moje osobiste wybory i preferencje. Jakie są Wasze? Pokusicie się o stworzenie prywatnej idealnej obsady?