Koniec roku aż prosi się o pewne podsumowania. Kiedy patrzę na marzenia, które wypisałam na jego początku, stwierdzam, że rzeczywistość może być nawet piękniejsza niż one. Nie wszystkie udało się spełnić, ale wydarzyły się rzeczy, o których rok temu nawet nie śniłam. Zapraszam Was na musicalowe podsumowanie roku z dobrej strony, czyli same najlepsze rzeczy z 2018.
Zobaczyłam 23 musicale
Dla mnie to imponująca liczba, dużo większa niż sobie założyłam, bo miało być ich 15. Oczywiście obraz zafałszowuje fakt, że na niektórych tytułach byłam kilka razy, jednak ogólna liczba spektakli robi na mnie samej wrażenie. Nawet już nie potrafię wyobrazić sobie miesiąca bez wyjścia do teatru, musical jest mi potrzebny jak tlen. Wśród tych wszystkich tytułów postanowiłam wyróżnić kilka w różnych kategoriach.
Najbardziej spektakularny musical
Tu zdecydowanie wygrywa Król Lew, którego miałam okazję oglądać na West Endzie. Fantastyczne kostiumy, przepiękna scenografia i rozmach – wszystko razem robi tak niesamowite wrażenie, że zapiera dech w piersiach. W tym musicalu żyje cała sala – zwierzęta chodzą pomiędzy widzami, na suficie pojawiają się gwiazdy . To efekty specjalne, jakich do tej pory w teatrze nie widziałam.
Spektakl z ulubioną obsadą
Nie będzie to żadne odkrycie, ponieważ już Wam pisałam, że na Pilotów chodzę głównie dla obsady. W ubiegłym roku spektakl widziałam cztery razy. Zawsze starannie dobierałam termin, żeby zobaczyć dokładnie te osoby, które chcę, chociaż całkowicie idealnej obsady nie udało się trafić (chyba nie było jej ani razu, bo zawsze przeglądam cały miesiąc). Liczę jednak, że wydarzy się cud i taki właśnie skład trafi się chociaż raz przez te ostatnie miesiące obecności Pilotów na scenie.
Najlepsze wokale
Mimo że uwielbiam naszych polskich artystów i uważam, że są niesamowicie zdolni, największe wokalne wrażenie zrobiły na mnie aktorki w musicalu Dreamgirls. Z pierwszego rzędu londyńskiego teatru chłonęłam ich głosy tak bardzo, że czułam je całą sobą. Powiedzieć, że miałam dreszcze, to jak nie powiedzieć nic. Trzeba przyznać, że czarne głosy to całkiem inne możliwości, które pochłonęły mnie bez reszty.
Ulubiony spektakl
Długo zastanawiałam się nad tym, który z tak wielu spektakli nazwać moim ulubionym. Stanęło jednak na tym, który przekazuje uniwersalne wartości. Musical, który pokazuje, że trzeba żyć zgodnie z tym, co podpowiada serce, a nie ci, którzy nie mają o nas pojęcia. Musical, który jest dla mnie najbardziej prorodzinnym spektaklem, jaki ostatnio widziałam. A jednocześnie fantastycznie obsadzonym. Byłam trzy razy, w większości – całkowicie celowo – miałam niemal tę samą obsadę. Rodzina Addamsów jest dla mnie spektaklem bardzo ważnym i jestem pewna, że wrócę do niego niejednokrotnie.
Musical, na którym najwięcej się śmieję
Tytuł, na którym byłam w tym roku dwa razy, który sprawia, że wychodzę z teatru z uśmiechem od ucha do ucha, a w dodatku odnajduję prawdziwą przyjemność w słuchaniu fałszu, czyli Zakonnica w przebraniu. Świetna historia, dobra muzyka plus genialna obsada sprawiają, że ten musical jest ogromną przyjemnością przy każdym podejściu.
Musical, na którym siedzę z rozdziawioną buzią
Kiedy mi się wydaje, że nic mnie już nie zaskoczy, bo fantastyczne solówki już nieraz widziałam, wychodzi Marcin i śpiewa Gethsemane tak dobrze, że nie mogę pozbierać myśli. W sumie siedzę, gapię się na scenę, a ręce nie chcą przestać klaskać. W tym roku widziałam Jesus Christ Superstar w Teatrze Muzycznym w Łodzi drugi raz w życiu, kolejny raz Jezusa grał Marcin Franc, jednak to, co zrobił w trakcie majowego spektaklu, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Trudno mi to nawet opisać, wspomnę tylko, że owacje po tym najlepszym songu trwały chyba z pięć minut. Nie liczyłam, bo sama byłam tak oczarowana, że zupełnie straciłam poczucie czasu.
Musical, który wspominam najlepiej
Zielony spektakl Grease! Do Grease podchodzę z sentymentem, bo to był pierwszy musical, jaki widziałam na żywo – miałam wtedy dwanaście lat. Kiedy dowiedziałam się, że schodzi z afisza w Teatrze Muzycznym w Gdyni, musiałam na niego pojechać. I do tej pory uśmiecham się na samo wspomnienie. Świetna komedia okraszona humorem, dodatkowymi scenami, aktorami, którzy wzajemnie wycinają sobie numery i próbują zachować powagę, chociaż momentami aż skręcają się ze śmiechu. Zielone spektakle mają tak ogromny urok, że zawsze idę na nie z radością, a to, co wydarzyło się na nadmorskiej scenie, było najlepszym zakończeniem grania, jakie miałam przyjemność oglądać.
Musical, w którym odkryłam prawdziwe perły
Na Upiora w operze jechałam z prawdziwą ekscytacją, bo dziesięć lat temu zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zderzenie z rzeczywistością było dość brutalne, bo musical z hukiem zleciał z mojego podium. Jednak spotkałam tam parę aktorów, która z pewnością pojawi się w aktualizacjach ulubionych głosów. Mowa o Kai Mianowanej i Rafale Supińskim. Mimo że oboje widziałam już na scenie – chociaż w Pilotach żadne z nich nie ma możliwości wykazać się wokalnie – tutaj byłam totalnie oczarowana ich głosami. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że Rafał znalazł się w bardzo ścisłej czołówce moich ulubionych męskich głosów. Trzymam kciuki, że oboje dostaną w tym roku nowe angaże, a ja będę mogła z przyjemnością ich słuchać.
Najczęściej widziałam na scenie
Na podium znalazły się cztery osoby. Pierwsze miejsce ex aequo zajęły Marta Burdynowicz i Anastazja Simińska. Obie uwielbiam zarówno wokalnie, jak i aktorsko, dlatego często celowałam właśnie w nie w obsadzie. Marta grała we wszystkich moich ubiegłorocznych Pilotach, widziałam ją także dwa razy w Zakonnicy w przebraniu, raz w Nine, a także na koncercie Pamiętajmy o Osieckiej. Do tego doszły próby do Bestii i Pięknej i oczywiście sam koncert. Anastazja już na początku roku zachwyciła mnie swoją kreacją w Crazy for you, niedługo potem w Abonamencie na szczęście. Jedną z najlepszych rzeczy, jakie w tym roku widziałam, był jej koncert dyplomowy. W Pilotach dwa razy grała Nel, dwa pozostałe migała mi w zespole. Do tego oczywiście moja ulubiona rola Anastazji, czyli Wednesday – trzy razy. Podsumowując, obie panie widziałam okrągłe 10 razy. Tuż za nimi plasuje się Sylwia Banasik, która w Pilotach cztery razy zagrała Ewę. Pozostałe 5 razy widziałam ją na koncertach: trzy jej recitale, jeden koncert Accantus Symfonicznie plus gościnny występ na dyplomie Anastazji, dają razem 9 występów.
Podium zamyka jedyny w tym zestawieniu mężczyzna: Kamil Zięba z liczbą 8. Jeden koncert Accantus Symfonicznie, jeden Nowej Sceny w Bydgoszczy, trzy spektakle Rodziny Addamsów, jedne Czarownice z Eastwick, próby plus koncert Bestia i Piękna. Ponieważ w Addamsach Kamil się za dużo niestety nie naśpiewa, mam ogromną nadzieję, że w przyszłym roku uda się zobaczyć go także w rolach, w których będzie mógł wykazać się wokalnie, bo nadal znajduje się w czołówce moich ulubionych głosów.
Nowy cykl
Udało się uruchomić Okiem aktora. Co ciekawe, nie jest to właśnie ten cykl, o którym wspominałam na początku roku. Realizacja tamtego nieco przesunęła się w czasie, mam nadzieję, że uda się rozpocząć go w tym roku. Z Okiem aktora jestem bardzo dumna i ten cykl bardzo lubię, cieszy mnie też niezmiernie, że tylu aktorów zechciało się w nim wypowiedzieć. Liczę, że będzie działał prężnie także w przyszłości.
Bestia i Piękna
Pisałam już o tym koncercie bardzo często. Nie mogę jednak nie wspomnieć w podsumowaniu, bo zdecydowanie jest to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie się w moim życiu wydarzyły. Nadal jestem z niego niesamowicie dumna. I mam nadzieję, że był dopiero początkiem.
Muszę przyznać, że był to rok niezwykle intensywny. Poza wymienionymi musicalami widziałam też wiele recitali i koncertów. Poznałam fantastycznych ludzi. Roku 2019, przed tobą duże wyzwanie – obyś był jeszcze piękniejszy!